Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

Hej!

Zgodnie z obietnicą, na napisanie części trzeciej trzeba było czekać krócej niż na drugą, ale mam w związku z tym dobrą i złą wiadomość. Dobra - to nie jest ostatni rozdział tej historii. Zła - to nie jest ostatni rozdział tej historii XD. W trakcie układania sobie w głowie planu na ten rozdział, uświadomiłam sobie, że w poprzednich trochę nawaliłam przy ich konstruowaniu i bohaterowie jeszcze się nie znaleźli w takim momencie relacji, którego potrzebowałam, by pociągnąć opowieść w sposób, który sobie założyłam na początku. Także przyznaję - musiałam przez to zmienić plany i tym samym improwizować, a także przesunąć w czasie "finał". Mam nadzieję, że tak czy inaczej będziecie zadowolone xD.

Standardowo pozdrawiam Najlepszą Duszę, a poza tym Setnefer, która zainspirowała jedną obecnych w tym tekście scen, a także już zdążyła mi pomóc ułożyć plan na następny rozdział (to było szybkie xD), Lady of the Foxes, która mnie czaruje słowami i totalnie jestem #TeamVerity (<3), Rosseę, która o wiele lepiej niż Nostradamus przewiduje przyszłe wydarzenia (XD) i Allanę, która Ezarelowi w tym tekście przybiła pięczątkę zgodności z oryginałem xD

Poprzednie rozdziały dla tych co nie pamiętają:

Doktor Jekyll

Pan Hyde

A także dalszy ciąg dla zainteresowanych:

Lekkość

No i wreszcie chyba pora na wklejenie samego tekstu xD. Miłej lektury! <3


Pośpiesznym krokiem wróciłam do pokoju. Po drodze potrąciłam chyba ze dwie osoby, ale nawet się nie odwróciłam, by przeprosić. Czułam w sobie teraz za dużo emocji naraz, by się przejmować takimi drobiazgami. Tyle dobrego, że Ezarel już mnie nie zatrzymywał, bo nie ręczyłabym za siebie, gdyby próbował dalej dyskutować.

Po policzkach płynęły mi łzy, gdy z trzaskiem zamykałam za sobą drzwi, ale nie rozpłakałam się na dobre. Byłam na to zbyt zła i rozczarowana. Potrzebowałam raczej się rozładować, dlatego otarłam twarz, po czym zaczęłam krążyć po pokoju, głośno przy tym tupiąc. Chodząc, natrafiłam na poduszkę, która spadła z łóżka i bez zastanowienia kopnęłam ją tak mocno, że aż zatrząsł się stolik, gdy w niego przypadkiem uderzyła.

Cholerny elf i jego cholerne, przerośnięte ego! Ubzdurał sobie coś i zamiast normalnie o tym ze mną porozmawiać, to wolał się wyżywać, jak jakiś niedojrzały gówniarz. Przez miesiące naszej znajomości nauczyłam się spodziewać po nim wielu rzeczy, ale nigdy czegoś takiego! Co on niby chciał tym osiągnąć? Przecież nawet dziecko by wiedziało, że takie zachowanie prowadzi donikąd!

– „Naiwnie sądziłem, że lubisz mnie takim, jakim jestem” – powiedziałam na głos, złośliwie parodiując sposób mówienia Ezarela. To niby miało go tłumaczyć? Najgorsze było to, że wcale się wtedy nie mylił. Lubiłam go... a może nawet bardziej niż lubiłam... ale to już nieważne! Wkurzył mnie i wątpiłam, by odnalazł w tej sytuacji dostatecznie dużo okoliczności łagodzących, bym mu łatwo odpuściła.

Nagle rozległo się pukanie do mojego pokoju. Gwałtownie się zatrzymałam i spojrzałam na drzwi.

– Gardienne? – usłyszałam głos Ezarela. Przez chwilę się wahałam, czy nie udawać, że mnie nie ma, ale nie wytrzymałam.

– Idź sobie! – krzyknęłam, grożąc w jego kierunku pięścią, choć przecież nie miał jak tego zobaczyć. Po chwili uświadomiłam sobie, że nie pamiętałam, czy przekręciłam klucz w zamku, więc szybko podeszłam do drzwi. Co prawda nie przypuszczałam, by Ezarel był tak bezczelny, by wejść bez zaproszenia, no ale z drugiej strony nie spodziewałam się również, że może zachować się jak gówniarz, a jednak to zrobił. A ja jeszcze niedawno się zastanawiałam, czy coś do niego czuję! Nie dość, że on idiota, to ja głupia!

– Proszę cię, porozmawiajmy – odpowiedział elf błagalnym tonem. Brzmiał przy tym tak dziwnie, że na chwilę zastygłam w bezruchu z ręką wyciągniętą w kierunku zamka. Zaraz jednak potrząsnęłam głową, by się doprowadzić do porządku, po czym przekręciłam klucz.

– Nie mamy o czym!

– Pozwól mi się wytłumaczyć...

– Ale nie musisz mi nic tłumaczyć, już wszystko wiem! – odparłam ze złością. – Jesteś niedojrzałym dupkiem i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

Za drzwiami zrobiło się cicho i dopiero po chwili usłyszałam mamrot, który zabrzmiał mi jak „zasłużyłem na to”. No pewnie, że zasłużył! Z triumfem chciałam odejść od drzwi, wierząc, że Ezarel sobie odpuści, ale ten znowu zapukał.

– Gardienne, proszę...

– Nie!

– Nie każ mi się uciekać do ostateczności – powiedział i tym razem to zabrzmiało jak groźba. Mina mi trochę zrzedła.

– Coś ty powiedział?

– Gardienne, jestem zdesperowany, żebyś mnie wysłuchała, więc jestem gotowy na każdą zagrywkę poniżej pasa, bylebyś mnie wpuściła – wyjaśnił i faktycznie w jego głosie dało się usłyszeć tę desperację, o której mówił. Nie obchodziło mnie jednak, co on czuł!

– I niby co możesz takiego zrobić zza drzwi? – odparłam, krzyżując ramiona na piersi. – Wyważysz je? – dodałam prześmiewczo. Nawet rozbawiła mnie ta wizja... ale nadal byłam na niego zła!

– Nie muszę. Pójdę po lutnię i będę ci tu śpiewał tak długo, aż sama otworzysz.

– Żartujesz sobie ze mnie – powiedziałam, zbita z tropu.

– Nie, jestem śmiertelnie poważny – oznajmił, czym mnie już totalnie ogłupił, ale szybko zebrałam się w sobie. Nie dam mu się teraz zagadać!

– A śpiewaj sobie, ile chcesz! – stwierdziłam, odwracając się od drzwi. Wbrew moim oczekiwaniom Ezarel wykazał się sporą niezłomnością i nawet zrobił tym na mnie wrażenie... ale nie oznaczało to od razu, że spojrzę na niego łaskawszym okiem! Poza tym nie wierzyłam, że odważy się spełnić swoją „groźbę”.

– To może najpierw dam ci próbkę moich umiejętności, byś wiedziała, na co się godzisz – odparł elf, po czym usłyszałam, że odkaszlnął jak wielki artysta przed ważnym występem. Zdębiałam. Więc on naprawdę zamierzał to zrobić? – Noc jest młoda... – zaczął po chwili z wielkim przejęciem, przywodzącym na myśl Romea śpiewającego pod oknem Julii. Niestety fałszował przy tym tak strasznie, że wystarczyło tych parę słów, bym poczuła zbliżający się ból głowy. – ... a ty taka piękna – kontynuował, wczuwając się już całkowicie. Byłam przekonana, że gdybym teraz na niego spojrzała, to zastałabym go w pozycji kojarzącej mi się ze śpiewakami operowymi, czyli z jedną ręką na sercu i drugą uniesioną przed siebie. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby zamknął przy tym oczy.

– Ez... – próbowałam się wtrącić. Elf swoim fałszowaniem sprawiał realne zagrożenie, że zaczną krwawić uszy nie tylko mi, ale wszystkim znajdującym się w promieniu stu metrów.

– Tutaj wśród cieni, piękna pani... – kontynuował Ezarel, bez najmniejszej oznaki skrępowania w głosie, choć za taką jakość śpiewu naprawdę powinien się wstydzić.

– Na litość boską, Ez... – podjęłam ponowną próbę przerwania mu.

– Otwórz swoje serce...* – śpiewał dalej i dopiero tutaj przerwał na dłużej, ale tylko po to, by wziąć głęboki wdech. Kierowana instynktem samozachowawczym, bez zastanowienia odwróciłam się i otworzyłam mu drzwi, broniąc się tym samym przed ewentualną kontynuacją. Ezarel stał dokładnie w takiej pozycji, jak to sobie wyobraziłam i uchylił jedną powiekę, by na mnie spojrzeć.

– Wchodź – powiedziałam przez zęby. – Ale nie myśl sobie, że nie jestem już na ciebie zła – dodałam szybko.

Ezarel jak gdyby nigdy nic odkaszlnął i poprawił kurtkę, po czym wszedł do mojego pokoju. Nie dał tego po sobie poznać, ale czułam, że był zadowolony ze swojego małego zwycięstwa. Zezłościłam się na siebie, że tak łatwo ustąpiłam mu pola, ale faktycznie użył ciosu poniżej pasa, bo czegoś takiego nie dało się tak po prostu zignorować. Wiedział, jak ze mną pogrywać, w końcu to nie pierwszy raz, gdy byłam na niego za coś zła... ale nigdy tak bardzo! Teraz już nie dam mu się tak łatwo! Przystanęłam kilka kroków od niego i skrzyżowałam ręce na piersi, chcąc mu całą sobą pokazać, jak bardzo byłam niechętna wysłuchiwaniu czegokolwiek, co miał do powiedzenia.

– Wybacz, ale nie zaproponuję, byś usiadł... chociaż, nie, czekaj, nie wybaczaj, bo mi wcale nie jest przykro – stwierdziłam jadowicie, ale Ezarel nie wyglądał, bym go tymi słowami jakoś ubodła. Chyba miał akurat dość oleju w głowie, by wiedzieć, że nie przedyskutujemy jego zachowania w miłej atmosferze przy herbatce. Nie skomentował tego nawet, tylko popatrzył na mnie dziwnie, czym sprawił, że nerwowo odchrząknęłam. – No dobra, masz pięć minut, żeby się wytłumaczyć – oświadczyłam po chwili, tak oschle, jak tylko potrafiłam.

– Gardienne... – odezwał się, ale ja już po samej jego minie wiedziałam, że zamierzał się targować. Bezczelny!

– Zaraz będą trzy, jeśli będziesz próbował dalej dyskutować – stwierdziłam, rzucając mu złe spojrzenie. Może i ze śpiewem mu się udało, ale nie zamierzałam iść na kolejne ustępstwa. – Liczę na konkrety i szczerość, bo nie zamierzam cię już ciągnąć za język.

– Ale... – zaczął Ezarel, zaraz jednak przerwał, by wziąć głęboki oddech. – Dobrze.

– No to słucham – powiedziałam, przestępując z nogi na nogę i poprawiając skrzyżowane ręce.

– Gardienne, jestem cholernym idiotą...

– Na twoim miejscu nie marnowałabym czasu na rozmawianie o oczywistościach – wtrąciłam, odwracając głowę w bok.

– Powinienem był z tobą porozmawiać... – spróbował podjąć wypowiedź, ale znowu mu przerwałam.

– No raczej! – burknęłam i kątem oka zauważyłam, że Ezarel przymknął oczy. Nie miałam najmniejszej ochoty ułatwiać mu zadania, jakie przed nim stało.

– Gardienne... – powiedział, unosząc powieki, po czym odczekał chwilę, najwyraźniej sądząc, że znowu coś dorzucę od siebie, ale ja wolałam poczekać na lepszy moment. – Lubię cię – oświadczył, a ja nawet nie spróbowałam zdławić parsknięcia. – Bardziej niż lubię – uzupełnił pośpiesznie.

– Okazujesz to w dziwny sposób – stwierdziłam, przewracając oczami.

– Nigdy nie byłem w tym dobry...

– W czym? W podrywaniu? – odezwałam się znowu, tym razem ze złośliwym uśmieszkiem, jakbym go przyłapała na czymś i właśnie się zastanawiała, jak to przeciwko niemu wykorzystać.

– Tak... – oznajmił, po czym zrobił wystraszoną minę, najwidoczniej uświadamiając sobie, co właśnie powiedział. – Znaczy się nie, nie to miałem na myśli!

– To co miałeś na myśli?

– Chodziło mi o okazywanie uczuć – wyjaśnił szybko, po czym ze skrępowaniem potarł kark. – Z odczytywaniem ich też nie idzie mi najlepiej... – dodał i brzmiał, jakby to wyznanie przyszło mu z wielkim trudem. Zaintrygowana wreszcie spojrzałam wprost na niego, ale ograniczyłam się jedynie do wymownego uniesienia jednej brwi. – Nie byłem pewien, czy mogę liczyć na jakąś wzajemność z twojej strony... czasem miałem wrażenie, że tak, czasem wręcz przeciwnie... – powiedział, po czym zawiesił głos, jakby liczył, że odwdzięczę mu się za te słowa czymś podobnym, ale jego niedoczekanie.

– Kontynuuj – odparłam, uwalniając przy tym na chwilę jedną dłoń, by zrobić nią gest zachęcający do mówienia dalej, po czym znowu skrzyżowałam ręce. Ezarel głośno przełknął ślinę.

– Ciągle czekałem na właściwy moment na rozmowę, ale on nie następował, a ja nic nie zrobiłem, żeby go samemu stworzyć. Tak bardzo lubię, jak reagujesz na moje żarty i docinki, że nie potrafiłem się od nich powstrzymać – powiedział i przez twarz przemknął mu lekki uśmiech, jakby wspominał o czymś naprawdę miłym, a ja nagle poczułam, jak się czerwienię. Pośpiesznie położyłam dłoń na policzku, by chociaż częściowo ukryć rumieniec. Nawet nie sądziłam, że miałam takie zdradzieckie, złaknione komplementów ciało...

– Mhm – mruknęłam, starając się brzmieć obojętnie. Ezarel na powrót spoważniał.

– Potem zdarzył się ten wypadek i zachowywałaś się przy mnie zupełnie inaczej. Uśmiechałaś się więcej, zdawałaś bawić się lepiej... – oznajmił, tym samym znowu mnie poruszając. Nie podejrzewałabym, że mógłby zwrócić uwagę na takie drobiazgi, z których sama nawet nie zdawałam sobie sprawy. Zaraz się jednak skarciłam w duchu, że parę ładnych słówek nie wystarczy, by mnie zmiękczyć. – Pomyślałem, że naprawdę mnie lubisz, ale tylko kiedy jestem inny niż na co dzień...

– Byłeś wtedy o wiele milszy, więc trudno było cię nie lubić – wtrąciłam ze wzruszeniem ramion.

– ... tyle że ja właśnie taki nie jestem – mówił dalej, zupełnie ignorując mój przytyk.

– No właśnie!

– A raczej już nie jestem – poprawił się.

– Dobrze, że to powiedziałeś, bo nie zauważyłabym! – zupełnie bez zastanowienia dokończyłam swoją myśl z poprzedniej wypowiedzi. Dopiero po niej dotarło do mnie, co on właściwie powiedział. – Że co? – odezwałam się po chwili, ponownie zbita z tropu, zupełnie jak wtedy, gdy groził mi śpiewaniem, ale teraz już nie miałam wątpliwości, że mówił poważnie.

– Tutaj w Eldaryi nikt „miły” nie jest traktowany na serio – oznajmił i tym razem to on odwrócił wzrok.

– Nieprawda! Leiftan jest miły – odparłam całkowicie automatycznie.

– Leiftan jest tak miły, że aż straszny – odezwał się Ezarel, w zamyśleniu przygładzając brodę.

– Fakt – stwierdziłam, opuszczając głowę. Zaraz jednak ją uniosłam, gdy wymyśliłam inny przykład. – O, a Kero? Kero jest miły!

– I nikt go nie traktuje poważnie – powiedział Ezarel, wzruszając przy tym ramionami, jakby mój argument potwierdzał jego tezę.

– Nieprawda, ja go traktuję poważnie – zaprotestowałam, podpierając się pod boki.

– Czyżby? – odparł elf, mrużąc lekko powieki. – A czy przypadkiem to nie ty próbowałaś mu zwiać pierwszego dnia, gdy tylko zostawił cię na chwilę samą? – zapytał, uśmiechając się krzywo, jak przy wyciągnięciu asa z rękawa. Opuściłam ramiona i przewróciłam oczami.

– Valkyon ci powiedział? – zapytałam z westchnięciem.

– Oczywiście, że tak, musimy przekazywać sobie takie rzeczy – stwierdził Ezarel, krzyżując ręce na piersi. Na chwilę zacisnęłam usta w wąską linię, zastanawiając się, co na to odpowiedzieć. Przecież nie mogłam dać mu wygrać. Na szczęście przypomniałam sobie inną sytuację z tamtego dnia.

– Coś z twoją teorią jest nie tak, bo Miiko i Jamon nie potraktowali mnie zbyt miło, a im też próbowałam zwiać – odezwałam się w końcu.

– Miiko stanowi osobną kategorię „niebycia traktowaną poważnie” – odparł elf, ponownie wzruszając ramionami. Tym razem nie mogłam mu odmówić racji, ale także zgodzenie się nie wchodziło w grę, więc w pomieszczeniu zapadła cisza. Przerwał ją dopiero Ezarel, patrząc dziwnie w moją stronę. – Mam wrażenie, że trochę zboczyliśmy z tematu – powiedział z pewną dozą niepewności i świadomość, co się właśnie wydarzyło, uderzyła mnie tak mocno, że aż miałam ochotę się złapać za głowę.

Tyle godzin spędziłam z tym elfem na rozmaitych sprzeczkach, że zupełnie odruchowo wdałam się z nim w polemikę, odkładając na bok to, jak bardzo byłam na niego zła, byleby tylko wyszło na moje. Prawdę powiedziawszy, brakowało mi tego trochę w ostatnich dniach... No głupia jestem jak nic!

Odkaszlnęłam i strzepnęłam niewidzialny pyłek z ramienia, po czym znowu skrzyżowałam ręce w niedostępnej pozie, choć wbrew sobie czułam się już trochę rozbrojona. Cholera jasna, czy nawet mając naprawdę dobry powód, nie potrafiłam się na niego gniewać dłużej niż piętnaście minut? Nie, nie mogłam mu czegoś takiego tak łatwo odpuścić!

– Ekhm, tak – odpowiedziałam w końcu.

– Przypomnij mi, na czym skończyliśmy?

– Że podobno byłeś kiedyś miły... – oświadczyłam, lekko przekręcając głowę w bok, by mu pokazać, że ciągle byłam urażona.

– A tak, faktycznie – stwierdził Ezarel, kiwając głową.

– ...A teraz jesteś cholernym idiotą – dodałam szybko, żeby sobie nie wyobrażał, że miał jakieś szanse na ugłaskanie mnie. Elf przygarbił się lekko na te słowa. Dziwnie się czułam, widząc go takim, bo nawet będąc na niego złą, nie mogłam zaprzeczyć, że naprawdę się przejmował. Zamknął oczy i odetchnął, po czym wreszcie się wyprostował, najwyraźniej gotowy do dalszej rozmowy.

– Gardienne, kiedyś niezależnie od tego, co robiłem i jak byłem w tym dobry, słyszałem, że wszystko osiągnąłem tylko dzięki moim rodzicom. Najpierw starałem się być jeszcze lepszy, ale paradoksalnie to tylko pogorszyło sprawę – powiedział i z trudem ukryłam zainteresowanie, choć nawet nie musiałam, bo Ezarel zaczął patrzeć gdzieś w bok. Nigdy go nie wypytywałam, co robił przed przybyciem do Kwatery, ale to wcale nie oznaczało, że mnie to nie ciekawiło. Dotychczas tylko raz uchylił rąbka tajemnicy na temat swojego życia. Wybraliśmy się wtedy późnym wieczorem na plażę, by oglądać spadające gwiazdy. Niby to był tylko koleżeński wypad, na którym wygłupialiśmy się tak, jak zawsze, ale aż dziw, że już wtedy nie zauważyłam, że coś między nami wisiało... Cholera, chyba naprawdę nie umiałam się na niego długo złościć... – Dopiero gdy zmieniłem zachowanie i zacząłem się odpłacać pięknym za nadobne, zyskałem poważanie. Później już nawet nie próbowałem być miły, ba, nawet nie chciałem. Spodobałem się taki sobie.

– I ma być mi teraz ciebie żal? – zapytałam, jednocześnie wbrew sobie i w zgodzie ze sobą. Serce miałam już o wiele miększe niż na początku, ale nadal nie chciałam tak łatwo się poddawać. Nie umknęło mojej uwadze, że Ezarel zacisnął szczęki i przeszło mi przez myśl, że tą wypowiedzią chyba dotarłam do granicy jego wytrzymałości.

– Nie – odparł krótko.

– To dlaczego mi to mówisz?

– Bo chcę, żebyś wiedziała, że wszystko z czegoś wynika. Zmieniłem się, ale odpowiadało mi to. A potem eliksir wybuchł mi w twarz i odsłonił to wszystko, co pieczołowicie przez lata w sobie pogrzebałem. To było dla mnie okropne doświadczenie, ale najgorsze w nim było to, że właśnie taki ci się podobałem – wyjaśnił, a głos miał dziwnie bezbarwny. Nadal patrzył gdzieś w bok i sprawiał wrażenie obecnego tylko ciałem. – Poczułem się... nie wiem... zdradzony? Zupełnie jakbyś na moich oczach wpadła w ramiona zupełnie innego mężczyzny, bo taki, jak po eliksirze już nie potrafię i nawet nie chcę być. Zezłościłem się na ciebie, że wolisz tamtego – powiedział i na końcu zobaczyłam, jak zaciska dłonie w pięści. Wydawało mi się, że to stanowiło swoiste echo tamtego gniewu, który nim wtedy targał. – Wiedziałem, że powinienem z tobą porozmawiać, ale nie umiałem, chciałem tylko ci pokazać, jak bardzo byłem zły.

– Coś ty sobie wtedy myślał, Ez? Że nie zauważę, że tylko wobec mnie byłeś taki? – zapytałam, choć przecież miałam go już nie ciągnąć za język. Poruszyło mnie to, co powiedział. Czułam się, jakby z każdym kolejnym słowem rozbrajał mnie jak saper, który we właściwej kolejności przecinał kabelki. Już prawie nie byłam zła... Byłam raczej przejęta. Miałam świadomość, że działo się teraz między nami coś naprawdę ważnego.

– No właśnie nic sobie wtedy nie myślałem i w tym problem! – powiedział, bezradnie rozkładając ręce. Wyglądał teraz na kompletnie zagubionego. Mimowolnie zrobiłam krok w jego kierunku i chciałam zrobić kolejny, ale zatrzymałam się, gdy zaczął mówić dalej. – Dotychczas naiwnie sądziłem, że potrafię trzeźwo ocenić każdą sytuację, a to co się wydarzyło między mną a Ewelein tylko zdawało się to potwierdzać... ale teraz chodziło o ciebie i kompletnie odjęło mi rozum – oznajmił, a mi na chwilę zaparło dech w piersiach. Zupełnie nie wiedziałam jak zareagować na to, co powiedział. – Przepełniało mnie tylko przekonanie, że straciłem swoją szansę na zainteresowanie ciebie sobą, bo już nie będziesz chciała mieć ze mną do czynienia, gdy widziałaś mnie innym. Tak bardzo mnie to rozwścieczyło...

W moim pokoju zapadła cisza. Ja trawiłam słowa, które właśnie usłyszałam, a Ez... nie wiem, po prostu stał i gapił się w przestrzeń. Wyglądał, jakby zrobił już wszystko, co w jego mocy i pozostało mu jedynie bezradnie czekać na wyrok. Kompletnie zapomniałam już o złości, teraz raczej chciało mi się śmiać, bo wszystko wydawało się zbyt pokręcone. W życiu bym się nie spodziewała, że myśli Ezarela pójdą właśnie takim torem.

– Ez... – przerwałam wreszcie tę głuchą ciszę. – Wszystko pomieszałeś – powiedziałam, a elf spojrzał na mnie bez zrozumienia. To była miła odmiana po tym zagubieniu, które widziałam u niego przed chwilą, ale nadal mimo wszystko wolałam go uśmiechniętego.

– Jak to?

– Faktycznie miło spędziłam z tobą czas, gdy byłeś taki odmieniony, ale prawda jest taka, że na dłuższą metę wcale nie chciałabym, żebyś taki pozostał. Brakowało mi w tobie... cóż, ciebie – stwierdziłam, bezradnie rozkładając ręce. – W „innym” Ezarelu interesowało mnie najbardziej to, ile z tego co mi mówił i robił, było myślami i pragnieniami prawdziwego Ezarela – wyznałam, robiąc krok w jego stronę. Elf opuścił wzrok i lekko przygryzł dolną wargę. Miałam wrażenie, że ze sobą walczył.

– Wszystko – powiedział cicho, a ja w końcu zbliżyłam się o następny krok. – Wszystko – powtórzył głośniej, jakby nie miał pewności, że usłyszałam.

– Naprawdę wszystko? – dopytałam, jednocześnie nie dowierzając i z trudem powstrzymując radość. Podeszłam do niego na wyciągnięcie ręki. – Myślisz, że wyglądam pięknie?

– Tak.

– I cieszy cię moje towarzystwo?

– Tak – powiedział, ciągle unikając mojego wzroku. Wiedziona przeczuciem powoli uniosłam dłoń, chcąc położyć ją na jego policzku i podobnie jak w Ogrodzie Muzyki, znowu się zawahałam w ostatniej chwili. Ezarel jednak nie odsunął się ani w żaden inny sposób nie okazał, że sobie tego nie życzył, co mi dodało odwagi.

– I naprawdę chciałeś położyć głowę na moich kolanach? – zapytałam, gdy moje palce zetknęły się z jego twarzą. Pogładziłam go delikatnie kciukiem. Był taki miły w dotyku...

– Tak – przyznał, wreszcie unosząc wzrok, by popatrzeć mi prosto w oczy. Widziałam w jego spojrzeniu całą szczerość i przejęcie. Jeśli bym jeszcze wątpiła w prawdziwość tego, co mówił, to teraz już bym przestała.

– Rany, Ez, jesteś naprawdę beznadziejny – powiedziałam, lekko unosząc kąciki ust.

– Wiem... – odparł, również uśmiechając się nieznacznie. – Przepraszam, Gardienne. Za wszystko – dodał, przykrywając moją dłoń swoją.

– Przeprosiny przyjęte... – oznajmiłam, po czym znowu zapadła cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy, ale tkwiliśmy w bezruchu. To była dla mnie tak nowa sytuacja, że nie potrafiłam się w niej odnaleźć. Co powinnam teraz zrobić? Zbliżyć się? A może odsunąć? Pocałować go? Ale gdzie? W policzek? W usta? W ogóle? A może wystarczy coś powiedzieć?

– I co teraz? – odezwał się nagle Ezarel.

– Nie wiem – odparłam z rozbrajającą szczerością, a elf zaśmiał się cicho.

– To kiepsko.

– Dlaczego? – zapytałam zdziwiona. Odsunęłam się ostrożnie i miałam wrażenie, że Ezarel niechętnie puścił moją dłoń.

– Bo ja też nie wiem – powiedział, wzruszając przy tym ramionami.

– Hmm... – zamyśliłam się na głos i o dziwo to zadziałało, bo w końcu mnie olśniło. – Może po prostu zaczniemy od właściwej strony?

– Czyli?

– Pójdziemy na randkę – zaproponowałam z uśmiechem. Po czym po chwili zastanowienia dodałam coś jeszcze. – I już nigdy nie będziesz śpiewał.



____________________________________________________

Pieśń, którą „śpiewa” Ezarel nie jest mojego autorstwa. Zaczerpnęłam ją z mojego ukochanego filmu, tzn. „Robin Hood: Faceci w rajtuzach” xD. TAK, TO JEST MÓJ UKOCHANY FILM! XD

Advertisement