Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

Hej!

W ostatnim rozdziale Aniołków było gorąco, więc żebyśmy wszystkie mogły ochłonąć, postanowiłam napisać kolejny rozdział z Menhisem :D. Jakoś lubię pisać z tym bucem, mimo że ciągle się zastanawiam, czy nie zdradzam zbyt dużo, hahaha XD.

Standardowo pozdrawiam Najlepszą "omnomnom" Duszę, która znalazła najlepszego gifa dla zobrazowania żarłoczności (XD), a poza tym pozdrawiam Setnefer, której zawsze jest mało (<3) (właśnie się skapnęłam, że można to rozumieć na dwa sposoby, ale oba mają sens, haha XD), zadowoloną i ubawioną Lady of the Foxes, a także wyjazdową Rosseę, która sprzedaje sakiewki w chorych cenach xD.

Dla tych niezorientowanych podaję linki do poprzednich części:

Plum

Superbohater

(chyba będę musiała sobie z nim zrobić taki wpis zbiorczy jak z Aniołkami, bo chciałabym napisać z nim trochę więcej jak parę rozdziałów xD)

Na koniec jeszcze tylko dodam jako ciekawostkę portret Menhisa, który został wykonany według moich wskazówek przez Chocolate (swoją drogą bardzo ją polecam! <3).

Miłej lektury <3




Wróciłam do biblioteki, by wreszcie zgodnie ze słowami Menhisa, poczekać na jego powrót. Dotychczas nawet nie wiedziałam, że cokolwiek było w stanie go doprowadzić do aż takiej złości, a już na pewno nie spodziewałam się, że mogłoby to być coś związanego ze mną. Zachodziłam w głowę, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło, ale nie potrafiłam tego zrozumieć. Tutaj musiał wchodzić w grę jakiś inny powód, którego jeszcze nie dostrzegałam. Jednak im więcej czasu minęło od mojego powrotu, tym coraz mniej mnie zajmowała sama kłótnia, a bardziej to, jak psion zareaguje, gdy odkryje, że podsłuchałam jej część. Nawet przez chwilę się nie łudziłam, że z powodzeniem to przed nim ukryję. Ostatnio mi wytknął, że przyszłam za Miiko, gdy dostał migreny, więc obawiałam się, że i teraz mogłam oberwać rykoszetem za wtykanie swojego nosa tam, gdzie nie trzeba.

Kiedy skrzypnęły drzwi i zauważyłam z daleka psiona, spięłam się cała w sobie z nerwów. Zastanawiałam się, czy coś powiedzieć, a może nawet od razu przeprosić, czy lepiej dyplomatycznie milczeć i czekać na rozwój wypadków.

– Menhis... – odezwałam się, gdy podszedł, bo nie wytrzymałam. Liczyłam po cichu, że wyjście z inicjatywą da mi jednak lepszą pozycję do obrony.

– Przepraszam, że to tyle zajęło – przerwał mi, siadając na fotelu. Jego twarz wyrażała obojętność, ale zaczerwienione policzki zdradzały, że jeszcze chwilę temu targały nim wielkie emocje. – Możemy kontynuować? Jeśli tak, to po prostu się zgódź.

– T... Tak – wykrztusiłam, szczerze zaskoczona obrotem spraw. Oczekując na jego powrót, zdążyłam obmyślić co najmniej kilka koncepcji, co się wydarzy, gdy przyjdzie, ale nawet w najśmielszych rozważaniach nie podejrzewałam, że to może się tak po prostu rozejść po kościach.

– Pokaż mi jeszcze raz to nieszczęsne wspomnienie – poprosił, po czym po prostu poprawił się na siedzisku i przymknął powieki. Patrzyłam się na niego jak ogłupiała, wyraźnie nie rozumiejąc sytuacji, a on niewzruszenie tkwił w bezruchu. Słyszał przecież, co myślałam, dlaczego więc w żaden sposób tego nie skomentuje? – Nie teraz, Gardienne – powiedział wreszcie ozięble, nawet na zaszczycając mnie spojrzeniem. – Skup się, miejmy to już za sobą.

Pomyślałam sobie, że łatwo powiedzieć, ale Menhis puścił to mimo uszu. Czekał cierpliwie. Próbowałam się zebrać w sobie i wrócić do tamtego wspomnienia, ale ciągle mnie rozpraszał ten nieoczekiwany wybuch psiona. Miałam wiele pytań i wszystkie pchały się jedno przez drugie, krzycząc o moją uwagę. W takich warunkach nie dało się pracować. Najwidoczniej Menhis doszedł do tego samego wniosku, bo westchnął i otworzył oczy.

– Miiko zasłużyła na parę gorzkich słów i poczułem się w obowiązku, by jej ich nie szczędzić – oznajmił, ale to nadal nie tłumaczyło, dlaczego aż tak się przejął. Przecież kiedy Huang Hua i Ewelein dowiedziały się o wszystkim, to też nie miały litości dla Miiko, ale ich złość nie mogła się równać z autentyczną furią Menhisa. – Nawet ja widzę, że ta sytuacja z eliksirem była z gruntu zła – podjął dalej z obojętną miną. O jakimkolwiek zaangażowaniu emocjonalnym świadczył jedynie mocny akcent, jaki położył na początku zdania. Podejrzewałam, że zawierał on istotną informację, do której jednak brakowało mi kontekstu, by ją odpowiednio zinterpretować. Bo niby co miało oznaczać, że „nawet on”? – Po prostu jestem bardzo zawiedziony, że Miiko dopuściła się czegoś takiego, bo miałem o niej lepsze zdanie – dodał i chyba wreszcie zaczynałam coś rozumieć.

W tym wszystkim rzeczywiście nie chodziło o moją krzywdę, tylko o to, kto ją wyrządził! Miiko! To ona była powodem tego wybuchu i kłótni. Ja tylko przypadkiem zostałam w to w mieszana i równie dobrze na moim miejscu mógł się znaleźć ktokolwiek inny. Tylko dlaczego Menhis poczuł się tak bardzo oszukany czynem Miiko? Zupełnie jakby nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby zrobić coś złego... Właściwie to co ich łączyło? Nigdy wcześniej się nie zastanawiałam nad ich relacją. Zdążyłam już zauważyć, że ją lubił, a z kłótni wynikało, że najwyraźniej uratowała mu życie, ale tak ostra reakcja na jej błąd mogła wskazywać na jakąś większą zażyłość. Zastanawiałam się, jaka historia za tym wszystkim stała.

Spojrzałam na psiona w poszukiwaniu dalszych odpowiedzi, ale po samej jego minie wiedziałam, że nie zamierzał już nic więcej mówić na ten temat. Te wyjaśnienia, zamiast mnie usatysfakcjonować, postawiły kolejne pytania, ale na ten moment musiało mi to wystarczyć, bo gdyby Menhis chciał powiedzieć więcej, to już by to zrobił. Przez miesiąc codziennych, wielogodzinnych spotkań zdążyłam się nauczyć, że psion był naprawdę świetny w ignorowaniu pytań, na które nie chciał odpowiadać, a zaliczały się do nich wszystkie te, które dotyczyły go bezpośrednio. Nie, żeby jakoś specjalnie mnie interesowała jego osoba albo to, jakie miał relacje z innymi, ale to tak dziwnie nic nie wiedzieć o kimś, z kim przebywało się tyle czasu.

– Możemy wrócić do pracy? – zapytał beznamiętnie Menhis i to mi przypomniało, że ciągle miał dostęp do mojej głowy. Zrobiło mi się głupio, że tak odpłynęłam w przemyślenia, kiedy on wszystko słyszał, ale wyjątkowo nie dał po sobie poznać, by go to w ogóle obeszło.

– Chyba tak – odparłam, machinalnie poprawiając włosy, chcąc ukryć skrępowanie.

– No to skoncentruj się i tym razem już naprawdę wróć do tamtego wspomnienia. Nie zdążyłem mu się przyjrzeć – poprosił ponownie. Nie uciekło mojej uwadze, że gdy na powrót przymykał powieki, to skrzywił się lekko, jakby ze zniesmaczeniem. Tym razem postanowiłam sama nie zamykać oczu. Liczyłam, że dzięki temu dostrzegę jakieś inne wskazówki, które przemyślane później, pozwolą mi trochę lepiej zrozumieć psiona i jego złość na Miiko.

Na szczęście te szczątkowe wyjaśnienia wystarczyły, by łatwiej mi przyszło skupienie się na chwili, którą Menhis chciał obejrzeć. Gdy odtwarzałam w myślach to wspomnienie w całości, twarz psiona ani razu nie drgnęła. Jedynie przez krótką chwilę miałam wrażenie, że zacisnął zęby, kiedy doszłam do pocałunku z Nevrą, ale potem dopuściłam do siebie możliwość, że mogło mi się przewidzieć. W końcu to przecież nie chodziło o mnie, prawda? Na koniec Menhis wyraźnie strapiony pochylił głowę i potarł brwi.

– To nie tutaj – oznajmił z niezadowoleniem.

– To co teraz? – zapytałam z lekką obawą. Dotychczas starałam się nie dopuszczać do siebie możliwości, że nie znajdziemy tego śladu w wybranych przeze mnie wspomnieniach. Teraz czułam się zagubiona brakiem innych możliwości. – Nie mam już innych pomysłów.

– Na pewno? – odpowiedział pytaniem i patrzył przy tym na mnie tak intensywnie, że zwątpiłam w swoje słowa. Zamilkłam, by się zastanowić, ale umysł nie podsunął mi już żadnych podpowiedzi.

– Na pewno – stwierdziłam wreszcie, a Menhisowi opadły ramiona. Westchnął i znowu trąc brwi, zasłonił twarz dłonią. Wyglądał, jakby poważnie się nad czymś zastanawiał.

– W takim razie sam musiałbym tego poszukać – zaproponował po chwili, prostując się. – Oczywiście, jeśli się zgodzisz.

– A mam inny wybór? – odparłam, uświadamiając sobie, że przez cały ten czas nerwowo siedziałam na krawędzi fotela. Opadłam na oparcie, zakładając ręce na piersi.

– Masz, ale żaden nie kończy się dobrze – powiedział, rozkładając ręce na boki. – Chyba byłbym w stanie poświęcić odrobinę prywatności dla zachowania zdrowia psychicznego, ale może to tylko ja tak mam – dodał z nieprzeniknioną miną, której jeszcze u niego nie widziałam. Ogółem dzisiaj psion wydawał mi się bardziej zagadkowy niż zazwyczaj. To zabawne, że przebywając z nim tyle czasu, nadal tak mało o nim wiedziałam. Nawet w Kwaterze mało kto potrafił powiedzieć o nim coś więcej, a pytanie Miiko nie wchodziło w grę.

Menhisowi drgnął kącik ust i dopiero po chwili do mnie dotarło, że musiał to wszystko słyszeć. Cholera jasna, znowu się zapędziłam. Jakim cudem mogłam tak szybko się odzwyczaić od uważania na każdą myśl, jaka przechodziła mi przez głowę? Zaraz, dlaczego obwiniałam siebie? To Menhis się nie wycofał, kiedy powinien!

– Cały czas ją poświęcam, nawet nie chcąc – wycedziłam wymownie, groźnie mrużąc przy tym powieki, a psion zrobił niewinną minę.

– Ach tak, gapa ze mnie! – zawołał, odchylając głowę do tyłu. Pacnął się lekko w czoło, jakby naprawdę się zapomniał. – Ale w sumie po co miałbym wychodzić? – zapytał, prostując się nagle. – Twoja zgoda jest jedynie formalnością, więc i tak tam zaraz wrócę.

– Skoro to formalność, to dopełnijmy jej jak należy – odparłam oschle. Mogłam już samodzielnie decydować, kiedy Menhis będzie miał dostęp do mojej głowy i nie zamierzałam przymykać oka, jeśli będzie sobie za bardzo pozwalał. Musiałam postawić mu granice. – Wyjdź.

– Jak tak stawiasz sprawę... – powiedział z chytrym uśmieszkiem, który nie czaił się jedynie w kącikach ust, jak to zwykle bywało, tylko rozszedł się po całych wargach. Miałam dziwne wrażenie, że chyba właśnie przypadkiem mu zaimponowałam... – Już – oznajmił wreszcie. Nie poczułam żadnej różnicy, ale i tak odetchnęłam. Chciałam wierzyć, że nie kłamał.

– Zanim się zgodzę, chcę wiedzieć, na co się zgadzam – stwierdziłam, postanawiając nadać tej rozmowie chociaż cień profesjonalizmu. – Co dokładnie będziesz robił i na ile sobie pozwolisz?

– Cóż, nadal jestem przekonany, że ślad Yvoni musi być gdzieś blisko wspomnień z tamtej sytuacji – odpowiedział ze wzruszeniem ramion. – Na pewno nie o wszystkim pamiętasz świadomie, więc chciałbym sprawdzić te wspomnienia, do których nie możesz się dostać.

– A co, jeśli w nich też nic nie będzie?

– To będę szukał tak długo, aż znajdę – odparł i wyraźnie słyszałam determinację w jego głosie. Chyba naprawdę mu zależało na zmyciu tej plamy na honorze, jaką było przegapienie śladu Yvoni... – Będę cię informował o rezultatach poszukiwań.

– W takim razie zgoda – oznajmiłam, kiwając głową. – Możesz wejść.

– Skup się tylko na Yvoni – poprosił, zamykając oczy. Nie wyjaśnił, po co mu to, ale zrobiłam to bez dyskusji, bo wiedziałam, że nie powiedziałby o tym bez powodu. – Już wystarczy – dodał po dłuższej chwili, podczas której uparcie odsuwałam od siebie wszystkie myśli poza tymi o hamadriadzie.

Zapadła cisza. To był pierwszy raz, gdy miałam pełną świadomość, że Menhis właśnie przeglądał zasoby mojej pamięci. Wcześniej mogłam jedynie to podejrzewać i wnioskować po jego reakcjach. Skorzystałam z tej okazji, by skupić się na swoim wnętrzu i zastanowić się, czy w jakikolwiek sposób mogłam poczuć tę ingerencję. Nie zauważyłam jednak żadnej różnicy. Psion brodził w rzece mojego umysłu, w żaden sposób nie zaburzając jej nurtu.

– Ładnie to ujęłaś, dzięki – wyrwał mnie z zamyślenia głos Menhisa. Przewróciłam oczami. – Właściwie to trochę mi brakowało swobodnego dostępu do twojej głowy.

– Dlaczego? – zapytałam, ze zdziwieniem unosząc brwi. Nie wiedziałam, czy to był jakiś osobliwy komplement, czy kpina, której nie rozumiałam.

– W żadnym języku nie ma słów, w których mógłbym ci odpowiedzieć na to pytanie, Gardienne. Uznaj to po prostu za komplement – odparł, zaskakując mnie jeszcze bardziej. – Ale się nie przyzwyczajaj – dodał z krzywym uśmieszkiem, uchylając jedną powiekę. Po tych słowach zamknął ją z powrotem, pozostawiając mnie osłupiałą.

Absolutnie nic nie zrozumiałam z tego wystąpienia, ale i tak zaczerwieniły mi się od niego policzki, bo komplementy zawsze tak na mnie działały. Zaraz jednak sobie pomyślałam, że to pewnie jakiś kolejny żart Menhisa, którym tylko chciał zbadać moją reakcję. Już przecież tak robił. W końcu nie dorobił się łatki dupka za niewinność. Nie chcąc dać mu satysfakcji, dołożyłam wszelkich starań, by nic nie sądzić na ten temat.

– A więc to o to chodziło... – wymamrotał psion po kolejnej dłuższej chwili milczenia, którą sobie wypełniłam myśleniem o pogodzie. Zanim zdążyłam spytać, o czym mówił, sam przyszedł mi do głowy wizerunek Supermana. Nie musiał mi już nic więcej tłumaczyć...

– Menhis! – zawołałam z oburzeniem, a psion bez otwierania oczu bezradnie rozłożył ramiona.

– Nie mogłem tego tak zostawić – stwierdził z rozbrajającym uśmiechem, po którym pozostało mi jedynie westchnąć, wymownie wznosząc oczy do góry. – Obiecuję już nie zbaczać – zapewnił gorliwie, po czym przysłonił twarz dłonią i zamilkł. Tym razem na jeszcze dłużej.

Bardzo nie chciałam myśleć o czymś, co Menhis mógłby później wykorzystać, więc wodziłam wzrokiem po grzbietach książek stojących na pobliskim regale. Tylko jakaś część tytułów była zapisana w językach, które rozpoznawałam na tyle, by potrafić je nazwać. Pozostałe nie składały mi się w żadne sensowne słowa, a w niektórych przypadkach alfabet był tak dziwny, że nawet nie umiałam rozróżnić, gdzie się kończyła jedna litera, a zaczynała następna. Zastanawiałam się właśnie, do jakiej rasy by mi pasował ten najbardziej fikuśny zapis, gdy odezwał się Menhis.

– Mam – oznajmił, po czym odsunął dłoń od twarzy i zrobił nią ruch, jakby coś za siebie wyrzucał. Rozbawił mnie ten gest, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że był kompletnie niepotrzebny, ale psion czasem lubił uatrakcyjniać swoje występy. Zwróciło moją uwagę, że miał lekko zaczerwienione policzki. Nie mogłam sobie teraz przypomnieć, czy były takie cały czas od powrotu do biblioteki, czy dopiero teraz się zarumienił. – I po krzyku.

– Gdzie to się skryło? – zaciekawiłam się.

– Naprawdę chcesz, żebym to powiedział? – odparł, krzywiąc się przy tym, co tylko podsyciło moje zainteresowanie, zamiast mnie zniechęcić.

– Tak, to moja głowa i mam prawo wiedzieć – odpowiedziałam, prostując się na fotelu, tak jakby miało mi to pomóc brzmieć bardziej przekonująco. Menhis znowu lekko wykrzywił usta, po czym westchnął i przyjął obojętny wyraz twarzy.

– Skryło się za wspomnieniem o cieple dłoni Nevry, gdy cię uratował.

– Och... – wykrztusiłam głupio. – Ja...

– Miałaś prawo nie pamiętać, bo to raczej wrażenie niż wspomnienie – odezwał się z chłodnym profesjonalizmem, oszczędzając mi plątania się w tym, co chciałabym powiedzieć.

– To wiele wyjaśnia – odparłam, choć to była jedna z tych odpowiedzi, które przyjmowałam na wiarę, bo jeszcze sporo nie rozumiałam z meandrów działania umysłu.

– Myślę, że możemy już na dzisiaj skończyć – stwierdził, kładąc dłonie na podparciach fotela, jakby rzeczywiście zbierał się do wyjścia. Trochę mnie zaskoczyło, że tak po prostu zamierzał już sobie pójść, bo to raczej do niego niepodobne. Zwykle to ja wychodziłam pierwsza. – Zastanowię się, jak najlepiej ci pomóc z twoim strachem przed wodą i dam znać – dodał, podnosząc się.

– A nie możesz tego tak po prostu usunąć? – zapytałam, a Menhis opadł z powrotem na fotel. Miałam dziwne wrażenie, że naprawdę chciał jak najszybciej stąd wyjść, ale nie potrafił sobie podarować udzielenia mi odpowiedzi.

– Nie, Gardienne, ten strach jest twój i stanowi integralną część twojej rzeki myśli, a czegoś takiego nie da się „tak po prostu usunąć” – wyjaśnił. Na początku brzmiał bardzo profesjonalnie, ale na końcu nie odmówił sobie naśladowania mojego sposobu mówienia, tym samym całkowicie psując wrażenie, że chociaż w jakimś ułamku był zawodowcem.

– To jak niby chcesz mi pomóc? – burknęłam, lekko obrażona, bo nie uważałam, bym naprawdę brzmiała tak, jak to zaprezentował.

– Możemy spróbować przywrócić twojej rzece kształt sprzed pojawienia się strachu. Nigdy tego nie robiłem, ale wiem, że się da – wyjaśnił ze spokojem i tym razem bez popisów. – To może być dla nas obojga ciekawe doświadczenie.

– Nie wiem, czy chcę być twoim obiektem testowym... – zaczęłam niepewnie.

– Nie zrobiłbym nic, co mogłoby ci zaszkodzić, przecież... – odparł obruszony.

– Tak, tak, szkoda by ci było mnie zepsuć – wtrąciłam mu się w zdanie, przewracając przy tym oczami.

– Pękam z dumy, jaką masz teraz świetną pamięć – oznajmił z szerokim uśmiechem. – No dobra, a teraz naprawdę pora już na mnie – dodał, po czym wstał, nawet nie czekając na moją odpowiedź. Zachwiał się przy tym i odruchowo się poderwałam, by go podtrzymać, ale on wolał chwycić się oparcia fotela.

– Menhis? – zapytałam zaniepokojona. Chciałam podejść, ale psion powstrzymał mnie ruchem ręki.

– Zakręciło mi się w głowie – powiedział, prostując się. Ciągle miał rumieńce na policzkach i zaczęły mnie one niepokoić. – Nie patrz tak na mnie, nic mi nie jest – burknął.

– Może powinnam... – zaczęłam, chcąc zaproponować, że pójdę po Miiko. Co prawda Menhis nie wyglądał aż tak źle jak wtedy, gdy dostał migreny, ale to jedyne rozwiązanie, na które teraz wpadłam.

– Nie – odparł, wyraźnie zły. – Nawet nie myśl o zawołaniu Miiko. Nie chcę jej widzieć – podjął dalej, najwidoczniej bardzo chcąc wybić mi ten pomysł z głowy. – Po prostu potrzebuję odpocząć, nic poza tym – dodał już łagodniejszym tonem. Puścił oparcie fotela i przeszedł parę kroków. – Widzisz? Już wszystko w porządku – zapewnił i może nawet by mnie przekonał, gdyby nie to, że zachwiał się znowu, choć tym razem już nie tak mocno. Po tym pokazie tylko nabrałam przekonania, że choćby z samego pielęgniarskiego obowiązku nie mogłam go zostawić bez pomocy. Obawiałam się, co mogły oznaczać te objawy. Był dupkiem, ale wcale nie życzyłam mu powrotu migreny.

Dogoniłam go, ale ponownie powstrzymał mnie gestem przed zbliżeniem się za bardzo.

– Odprowadzę cię do pokoju – oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Nie trzeba.

– Nalegam.

– Niepotrzebnie.

– Inaczej pójdę po Miiko – zagroziłam, podpierając się pod boki i Menhis obrzucił mnie złym spojrzeniem. Jednak nie przejęłam się tym specjalnie, bo właśnie użyłam asa, którego nie mógł zignorować.

– Po chwili zastanowienia stwierdzam, że chyba wytrzymam jeszcze chwilę w twoim towarzystwie – oznajmił w końcu, z rezygnacją opuszczając ramiona. – Ale żadnego podpierania, nie jestem starcem! – dodał szybko, a ja kiwnęłam głową na zgodę. Pożegnaliśmy zakopaną w papierach Ykhar, która jedynie wymamrotała nam coś niezrozumiałego w odpowiedzi, po czym wyszliśmy z biblioteki.

Choć Menhis już nie sprawiał wrażenia, że mógłby się zachwiać, to i tak byłam gotowa, by w każdej chwili go złapać. Co prawda nie życzył sobie tego, ale taki już miałam nawyk z pracy w przychodni. Teraz poza zaczerwienionymi policzkami absolutnie nic nie zdradzało, by psionowi coś dolegało. Pomyślałabym, że trawiła go gorączka, ale wzrok miał jasny i przenikliwy jak zawsze, a poza tym odpowiadał zbyt trzeźwo i wyraźnie, bym uznała moje podejrzenie za słuszne.

Postanowiłam zająć go rozmową. Stwierdziłam, że tylko w taki sposób uda mi się wyłapać jakiś niepokojący objaw, jeśli się pojawi. Poza tym czekał nas dłuższy spacer, bo pokoje gościnne znajdowały się nieco dalej, niż te należące do członków Straży, i gdybyśmy mieli tyle iść w zupełnej ciszy, to trochę by mi to ciążyło. Zastanawiając się nad tematem, który mogłabym poruszyć, uświadomiłam sobie, że psion w żaden sposób nie skomentował mojego podsłuchiwania, a przecież musiał o tym wiedzieć. Postanowiłam go o to zapytać, licząc po cichu, że może tak się dowiem czegoś więcej o jego niespodziewanym wybuchu.

– Menhis?

– Hm? – mruknął, wyrwany z zamyślenia.

– Nie jesteś zły, że podsłuchałam część twojej kłótni z Miiko? – zapytałam wprost, bo wiedziałam, że nie mieliśmy aż tyle czasu, by się bawić w kluczenie między słowami.

– A dlaczego miałbym być?

– Nie wyglądałeś na zadowolonego, gdy mi wypominałeś, że przyszłam za Miiko, gdy miałeś migrenę – wyjaśniłam, unosząc brew. Nie spodziewałam się, że będę musiała mu tłumaczyć coś takiego.

– Drażniłem się tylko – odparł z machnięciem ręki. – Nie mogę być na kogoś zły za ciekawość, kiedy sam jestem ciekawski, to by była hipo... hipo...

– Hipokryzja? – podpowiedziałam uprzejmie.

– Tak, właśnie tak. To jedno z tych słów, których nigdy nie potrafiłem sobie przyswoić – powiedział z rozbawieniem. Zaciekawiło mnie to, bo dotychczas Menhis raczej lubił podkreślać, jak świetną miał pamięć. Aż kusiło, by spytać, co jeszcze sprawiało mu podobny kłopot, ale straciłam okazję, bo psion mówił dalej. – W każdym razie uważam, że jak na twoją sytuację, to jesteś wręcz za mało ciekawska... – dodał i przystanął tak nagle, że sama zatrzymałam się dopiero krok dalej. – Albo poczekaj, inaczej to powiem.

– No?

– Nie poganiaj mnie – mruknął. Zastanawiałam się, co tym razem wymyślił. – Ciekawość w tobie niewielka jest – oznajmił, całkiem udanie naśladując głos Yody. W odpowiedzi jedynie roześmiałam się głośno. Parę dni przed migreną rozmawialiśmy z Menhisem o tym bohaterze i teraz zrozumiałam, dlaczego tak się dopytywał o jego sposób mówienia. Przez takie sytuacje jak ta, chwilami zapominałam, jakim psion był dupkiem na co dzień.

Dumny z siebie Menhis ruszył dalej, a ja za nim.

– Ja za to uważam, że jestem dostatecznie ciekawska, tylko po prostu nikt mi tutaj nie chce udzielać odpowiedzi – podjęłam na powrót temat, gdy tylko uspokoiłam śmiech. Patrzyłam przy tym wymownie na psiona.

– Słuszna uwaga, punkt dla ciebie – odparł z pełną powagą. – Który od razu ci zabieram, bo dobrowolnie zrezygnowałaś z paru odpowiedzi, wracając przedwcześnie do biblioteki – dodał, tym razem już wyraźnie rozbawiony.

– Po prostu podsłuchiwanie nie jest w porządku – oznajmiłam nieco oburzona tym, że to go śmieszyło.

– Ale przecież nikomu nie dzieje się krzywda, że wiesz więcej – zdziwił się tak bardzo, że ani przez chwilę nie uwierzyłam w prawdziwość tej reakcji.

– Może i nie, ale wolałabym usłyszeć te odpowiedzi wprost, a nie gdzieś zza ściany, w kłótni, w której nawet nie uczestniczę – stwierdziłam oschle, krzyżując ręce na piersi.

– To zabrzmiało jak wyrzut.

– Tak miało zabrzmieć – mruknęłam z niezadowoleniem.

– I chyba nawet ruszyło mnie sumienie.

– Miało! I co teraz z tym zrobisz?

– W sumie po tym, jak wykrzyczałem się Miiko, to mój dzień się zrobił lepszy – oznajmił i spojrzałam na niego, marszcząc czoło. Nie miałam pojęcia, do czego wstępem mogłyby być takie słowa. – Także pytaj, o co chcesz, a odpowiem bez wymigiwania się – zaoferował zaraz potem i tym razem to ja przystanęłam.

– Co? – zapytałam najpierw, myśląc, że się przesłyszałam, ale Menhis jedynie skinął głową potwierdzająco. – O wszystko?

– Hmm... No może oprócz mojej kłótni z Miiko – zastrzegł po chwili, w zamyśleniu gładząc się po brodzie. – Przegapiłaś już swoją okazję na dowiedzenie się czegoś o tym.

– Miało być bez wymigiwania się!

– Przyjmujesz teraz, czy mam wymyślać kolejne ograniczenia? – zapytał z triumfującym uśmiechem, który w bardziej sprzyjających okolicznościach skłoniłby mnie do rozważań, czy ewentualne morderstwo naprawdę byłoby takim złym rozwiązaniem.

– Dobra, zgadzam się – odpowiedziałam szybko, a Menhis zaczął iść. Niewiele już brakowało do jego pokoju, a to oznaczało, że ta okazja nie będzie trwała zbyt długo. Najgorzej, że miałam teraz całkowitą pustkę w głowie. Nie robiłam sobie przecież żadnej listy pytań do psiona, bo w życiu bym nie pomyślała, że mógłby kiedykolwiek chcieć porozmawiać o czymś tak otwarcie. Wszystko, co mnie w nim ciekawiło, zawsze wynikało z konkretnych sytuacji i naprawdę trudno było tak na szybko wymyślić coś odpowiedniego. – Dlaczego nie lubisz mówić o sobie? – zapytałam wreszcie, idąc po linii najmniejszego oporu.

– Bo śmieszniej jest, jak inni się nad tym zastanawiają – odpowiedział wprost i bez najmniejszego zająknięcia. W ogóle mnie nie zdziwiła ta odpowiedź, bo bardzo mi do niego pasowała i wydała się całkiem wiarygodna. Chyba faktycznie zamierzał być zupełnie szczery... – Poza tym oprócz talentu nie mam czym się chwalić – dodał zaraz potem. To już mnie zaskoczyło i spojrzałam na niego w oczekiwaniu, aż powie coś więcej. – Nie patrz tak na mnie, nie mam nic więcej do powiedzenia na ten temat – oznajmił ze wzruszeniem ramion. Tak czułam, że ta sesja pytań i odpowiedzi zapowiadała się zbyt pięknie, by była w pełni do zrealizowania tak, jak bym tego chciała.

– Co będziesz robił, gdy skończysz współpracę ze mną? – zapytałam po chwili, mając nadzieję, że może tym razem bardziej się rozgada. Zwolniłam kroku, bo już było widać drzwi do jego pokoju.

– Prawdopodobnie od razu wrócę do Północnych Królestw – odpowiedział równie szybko co poprzednio.

– I co tam będziesz robił? – ciągnęłam go dalej za język.

– Jestem doradcą tamtejszego władcy – odparł ze spokojem, najwyraźniej nie widząc w tym nic szczególnego, ale ja aż się zatrzymałam.

– Co? – wykrztusiłam. – Znaczy... służysz na dworze?

– Tak jakby – powiedział, wykonując dłonią gest, jakby nią balansował. Zastanawiałam się, kiedy zdążył się go nauczyć, bo nigdy wcześniej nie widziałam, by ktoś tak robił w Eldaryi, więc musiał go poznać ode mnie. – Mało kto się przyznaje do współpracy z psionem, także oficjalnie nie należę do dworu.

– I dobrze, bo nie wyobrażam sobie, by ktoś z twoimi manierami służył na dworze – stwierdziłam, ponawiając wędrówkę.

– Mam maniery – obruszył się, dokładnie tak samo jak wtedy, gdy nie uwierzyłam, że miał jakieś zasady. – Po prostu żadna z ciebie księżniczka, by ci je okazywać – dodał zaraz potem z krzywym uśmieszkiem.

Opuściłam na chwilę głowę i zdławiłam przekleństwo, przez co z moich ust wydobył się jedynie niezrozumiały mamrot. Wyprostowałam się zaraz potem, by się odpłacić za ten przytyk jakąś odzywką, ale kompletnie zapomniałam, co chciałam powiedzieć, bo Menhis znowu się zachwiał. Oparł się ręką o ścianę, a ja odruchowo objęłam go ramieniem dla pewności, że się nie przewróci. Nawet przez ubranie wydał mi się dziwnie ciepły i zanim w ogóle zdążył jakoś zaprotestować, sięgnęłam dłonią do jego czoła. Miał je strasznie gorące. Nie chciało mi się wierzyć, że ktoś z taką temperaturą mógł zachowywać się przy tym tak normalnie...

– Ty masz gorączkę! – zawołałam, nie wiedząc, czy bardziej byłam zaniepokojona, czy oszołomiona.

– Wcale nie – odparł, a ja popatrzyłam na niego, zaciskając usta. Wymieniliśmy spojrzenia. – No dobra, mam – zgodził się po chwili, przewracając oczami.

– Jakim cudem w ogóle stoisz na nogach? – patrzyłam na niego z niedowierzaniem. – O rozmawianiu nie wspomnę!

– W piekle bywało gorzej – obojętnie wzruszył ramionami, gdy to mówił. Nie miałam pojęcia, co to miało znaczyć, ale to chyba nie był dobry moment, by o to wypytywać. – Nie boli, więc nie jest źle.

– Mimo wszystko pójdę po...

– Nie – przerwał mi. – Wszystko mam pod kontrolą – dodał, odsuwając mnie od siebie z siłą, której nie spodziewałabym się u gorączkującej osoby. Przeszedł tych parę kroków, których brakowało do jego pokoju i na koniec oparł się ciężko o futrynę. Wbrew temu co mówił, chyba coraz trudniej przychodziło mu trzymanie fasonu. – Nie potrzebuję Miiko.

– Ale...

– Umiem rozpoznać, kiedy jest źle – znowu nie dał mi skończyć. – Teraz nie jest. Wystarczy mi odpoczynek – dodał nieprzyjemnym tonem. Wyraźnie denerwowała go moja troska. Skoro był taki uparty, to powinnam odpuścić, ale jakoś nie potrafiłam go tak zostawić. Chyba odzywało się we mnie już zboczenie zawodowe...

– Czy to migrena?

– Nie, po prostu... pokarało mnie, że nie wstrzymałem się jeszcze z dzień – oznajmił i na początku nie zrozumiałam, co miał na myśli, ale gdy wreszcie to do mnie dotarło, usta same mi się otworzyły ze zdziwienia. Czy to możliwe, że jednak za wcześnie użył swojego talentu? I gdy mówił, że nie powinien tego robić, to wcale nie chodziło o zrobienie krzywdy mi... tylko sobie? Ale dlaczego miałby ryzykować? I to dla mnie? Potrząsnęłam głową. Nie powinnam się teraz rozpraszać.

– Przyniosę ci chociaż coś przeciwgorączkowego – zaproponowałam, kładąc mu rękę na ramieniu, ale ją strącił.

– Nie, to nic nie da – odparł, sięgając do kieszeni. – Samo mi przejdzie.

– A co, jeśli ci się pogorszy? – nie odpuszczałam, bo czułam się winna, że wcześniej zignorowałam podejrzenie gorączki. Cholera, naprawdę nieźle się trzymał jak na kogoś, kogo czoło wręcz parzyło.

– Na razie to może mi się pogorszyć tylko od twojego gadania – oznajmił oschle. Wyjął klucz do pokoju, po czym bezbłędnie trafił do zamka. Otworzył drzwi i przeszedł przez próg, nawet nie dając mi szansy, bym choć spróbowała wejść za nim. – Idę spać, Gardienne i naprawdę nie chciałbym, żeby ktoś mi przeszkadzał.

– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz – odpowiedziałam zmieszana. Czułam się bezradna wobec tego, jak stawiał sprawę.

– Zawsze wiem – oznajmił, po czym tak po prostu zamknął mi drzwi przed nosem. – Ani słowa Miiko! – usłyszałam jeszcze, gdy zastanawiałam się, czy zapukać, czy jednak odpuścić.

Ostatecznie postanowiłam mu zaufać i odejść. Nawet jeśli tak się nie zachowywał, to był dorosły i skoro twierdził, że miał wszystko pod kontrolą, to nie widziałam powodów, by mu nie wierzyć. Nie zamierzałam się nim opiekować, skoro wyraźnie tego nie chciał. Nie będę mu przecież matkować.

Wracając do głównej części Kwatery, zastanawiałam się jedynie, czy mogłam jakoś wcześniej się zorientować, że Menhis miał wysoką gorączkę. Mimowolnie zaczęłam analizować całą naszą rozmowę od wyjścia z biblioteki do dojścia do jego pokoju. Szedł prosto, mówił składnie, wyzłośliwiał się jak zawsze i... i strasznie się rozgadał!

Niemal usłyszałam, jak coś mi wreszcie przeskoczyło w głowie i doznałam objawienia. Menhis się rozgadał! To był właśnie objaw, który przegapiłam! Ale skąd miałam wtedy wiedzieć, że zamiast korzystać z sytuacji, powinnam się niepokoić? Nikt normalny nie mógł się tak zachowywać przy wysokiej gorączce... ale przecież Menhis nie był normalny, dlaczego o tym zapomniałam? Dodatkowo sama zaczęłam rozmowę, licząc, że tak coś zauważę, a zamiast rzeczywiście uważać, dałam się oczarować jego wypowiedziom i straciłam trzeźwość osądu. Cholera! Zaczęłam czuć wyrzuty sumienia, że nie dopilnowałam czegoś tak podstawowego. Może gdybym zorientowała się wcześniej, to udałoby mi się go zaciągnąć do Ewelein. Byłam na siebie naprawdę zła.

– Gardienne – usłyszałam za sobą, gdy doszłam do Sali Drzwi. Z łatwością rozpoznałam ten głos i zmartwiałam. Obróciłam się powoli, by stawić czoło Miiko. Menhis tak intensywnie prosił, bym nic jej nie mówiła, że zdziwiłabym się, gdybym jej nie spotkała...

– Tak? – odparłam, starając się zachowywać przy tym naturalnie, bo wiedziałam, że jak spróbuję wyglądać niewinnie, to kitsune od razu mnie przejrzy.

– Widziałaś gdzieś Menhisa? – zapytała wyraźnie strapiona. Obawiałam się, że o to spyta, ale na szczęście miałam już gotową odpowiedź.

– Nie wiem, rozstaliśmy się po wyjściu z biblioteki – skłamałam bez zająknięcia. Nie zrobiłam dla Menhisa wszystkiego, co mogłam, więc chciałam chociaż dotrzymać mu słowa.

Advertisement