Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

Hej!

Nadal dochodzę do siebie po 16 odcinku, także dzisiaj przedstawiam Wam tekst z Ezem w roli głównej, już z wykorzystaniem najświeższych informacji jakie o nim mamy. Terapia trwa!

Jak zwykle trochę się cykam, czy odpowiednio go ukazałam, bo po najnowszym odcinku już kompletnie nie byłam pewna, jak powinien się zachowywać, ale mimo wszystko postanowiłam spróbować xD.



- Mają tam tyle zapasów, że jak wezmę tylko jedną, to na pewno nikt nie zauważy - mamrotałam pod nosem. - Po co ma leżeć, jak można z tego zrobić użytek?

Brakowało mi tylko strzępku tkaniny kapp, żeby dostać sakiewkę od Purrala. To wcale nie tak, że uzależniłam się od hazardu, bo w każdej chwili mogłam przestać. Po prostu czułam, że tym razem już na pewno uda mi się trafić z niej coś naprawdę ładnego. Dlatego właśnie szłam do Laboratorium Alchemii, żeby uzupełnić ten palący brak.

Stanęłam tuż przy drzwiach i nasłuchiwałam, czy na pewno nikogo tam nie było. Poczekałam dziesięć oddechów w oczekiwaniu na jakiekolwiek dźwięk, a gdy żaden stamtąd nie dobiegł, postanowiłam wejść. Położyłam rękę na klamce i nacisnęłam ostrożnie, żeby narobić jak najmniej hałasu. Przekroczyłam próg.

- Halo? Jest tu kto? - zawołałam jeszcze, żeby się upewnić, że nikogo nie było w głębi sali. Nie otrzymałam odpowiedzi. Uf, mogłam działać.

Spędziłam dłuższą chwilę na poszukiwaniu, gdzie były przechowywane magiczne tkaniny. Ani na szafkach, ani na szufladach, ani tym bardziej na kufrach nie znalazłam jakichkolwiek informacji, jakie składniki tam były przetrzymywane. Nie miałam pojęcia jak alchemicy radzili sobie tutaj ze znalezieniem czegokolwiek. Dobrze, że chociaż wiedziałam jak wyglądało to, czego szukałam, bo musiałabym stąd odejść z pustymi rękami, a przecież na mnie czekała szczęśliwa sakiewka!

Wreszcie znalazłam i wyciągnęłam z szuflady tkaninę, kiedy usłyszałam, jak ktoś wchodzi. Nie chciałam zostać przyłapana na gorącym uczynku, więc szybko złożyłam materiał na pół i wsunęłam do stanika, a potem skoczyłam ukryć się w niewielkiej wnęce pomiędzy ścianą a wysokim regałem. Nie było tam zbyt wiele miejsca, ale udało mi się wcisnąć, zanim ktokolwiek mnie dostrzegł.

Do Sali wszedł Ezarel. Odetchnęłam. Już chciałam wyjść z mojej kryjówki, żeby jakoś wyłgać się przed nim i pójść sobie, gdy weszła za nim elfka, której nigdy wcześniej nie widziałam. Kiedy zobaczyłam, że układają na stole składniki i naczynia alchemiczne, zrozumiałam - utknęłam tutaj z nimi przynajmniej na godzinę. A mogłam przyznać się na początku...

Nie było niczego ciekawego w tkwieniu w kącie, więc z nudów zaczęłam ich obserwować. Wiedziałam, że Ezarel przy pracy potrafił być bardzo skupiony, ale nie spodziewałam się, że może też być przy tym taki... Rozentuzjazmowany? Współpraca układała im się świetnie, nie musieli nawet ze sobą rozmawiać - zawsze w odpowiednim momencie na alchemicznym stole pojawiało się właściwe naczynie, pilnie potrzebny składnik, czy padała magiczna fraza. Częściej jak słowami wymieniali się uśmiechami. Ciekawe, czy łączyło ich coś więcej, jak zamiłowanie do alchemii?

Stop, co to za myśl? Czemu w ogóle mnie to interesowało? Minęło już trochę czasu, od kiedy poznałam opowieść Ewelein i teraz trochę żałowałam, że ją usłyszałam. Raz, że nadal nie mogłam się przyzwyczaić do tego faktu, który kompletnie nie pasował do obrazu Ezarela, jaki miałam głowie. Dwa, że teraz każdą kobietę, którą z nim widziałam, podejrzewałam o bycie jego towarzyszką w... no w TYM.

Przewróciłam oczami, zdegustowana własnymi myślami. Skąd one w ogóle się biorą? Przecież nie mogłam być o niego zazdrosna. To tylko kolega! ... Kolega, który mnie pocałował i odebrał mi wszystkich bliskich, ale ciągle tylko kolega! Zdecydowanie nie miałam powodów do zazdrości. A ten dziwny dyskomfort psychiczny, który miałam, kiedy patrzyłam na ich zgraną pracę to pewnie jakaś nowa forma odczuwania nudy.

Zamyślona nawet nie zauważyłam jak zniknęli mi z pola widzenia. Moją uwagę przyciągnęły dopiero odgłosy przyciszonej rozmowy, z której nie mogłam zrozumieć ani słowa. Nawet nie zorientowałam się, gdy wyszłam z mojej kryjówki i już byłam w połowie drogi do miejsca, w którym rozmawiali alchemicy. Zatrzymałam się przy regale tuż przy wejściu w głąb sali i ostrożnie wyjrzałam zza niego.

- Dzięki Ez - powiedziała elfka melodyjnym głosem. Naprawdę nazwała go „Ez”?! Położyła mu rękę na ramieniu. Nic nie wskazywało na to, żeby ten dotyk był dla niego nieprzyjemny. Uśmiechnął się do niej ciepło. Lodowatej łapy, która ścisnęła moje serce na ten widok już nie mogłam zignorować. Musiałam w końcu się przyznać przed sobą, że jednak byłam trochę zazdrosna o ich ewidentną bliskość. - Chyba zacznę wpadać częściej do Kwatery, bo już zdążyłam zapomnieć jak świetnie pracuje się z tobą - dodała i ucałowała go w policzek. Zacisnęłam usta w wąską linię, a do głowy mi przyszło, że bardzo chciałabym być teraz na jej miejscu... No dobra, jednak byłam trochę bardzo zazdrosna. - Później jeszcze wpadnę odcedzić eliksir i pożegnać się.

Zrozumiałam, że właśnie byłam o krok od wykrycia, dlatego powinnam jak najszybciej wrócić do mojej kryjówki. Cofając się w pośpiechu, wlazłam na skrzynię, o której istnieniu kompletnie zapomniałam. Nie przewróciłam się, ale narobiłam przy tym wystarczająco dużo hałasu, żeby zdradzić swoją obecność. Niech żyje zgrabność! Musiałam improwizować, już nawet nie starając się być cicho. Podbiegłam do dużej szafy, otworzyłam ją i przyjęłam pozycję myślicielską, jakbym właśnie rozważała jakiś ważki problem natury istnienia. Ezarel i kobieta wyszli na Salę, ona rzuciła szybkie pożegnanie i wyszła, a elf popatrzył na mnie zdumiony.

- Gardienne?

- Hm? - dopiero po długiej chwili oderwałam wzrok od składników, których nawet nie potrafiłam nazwać i odwróciłam głowę w jego kierunku.

- Co tutaj robisz? - zapytał. - Słyszałem jakieś dziwne hałasy.

- Potknęłam się o skrzynię - wyjaśniłam, a Ezarel rozbawiony przewrócił oczami. - Skończyły mi się cukrowe jajka, a już za późno na zakupy u Purreru, więc przyszłam pożyczyć jedno do jutra - odparłam, walcząc z każdym słowem, żeby nie zdradzić się choćby najmniejszym zająknięciem, że mnie na czymś nakrył.

- To chyba trochę zbłądziłaś, bo nie widzę innego powodu, dla którego miałabyś szukać pożywienia dla chowańca w laboratorium, a już szczególnie w szafie z toksycznymi preparatami - powiedział, a ja zamarłam. - Wiesz, że zazwyczaj nie otwieramy tej szafy bez odpowiedniego zabezpieczenia na oczy i usta? - dodał śmiertelnie poważnym głosem. Popatrzyłam na niego, starając się zachować kamienną twarz, a ręką z impetem zamknęłam drzwiczki, aż wszystko za nimi się zatrzęsło. Ezarel roześmiał się. - Żebyś tylko widziała swoją minę... - odezwał się dopiero po chwili, gdy udało mu się opanować śmiech.

Znowu się dałam wkręcić w tak oczywisty żart... Ze wstydu miałam ochotę założyć czapkę z napisem "głupek" i pójść do kąta. Jednak, jak zwykle przy kontaktach z elfem, postanowiłam puścić to mimo uszu i grać dalej, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Choć udowodniłam już dzisiaj, że gdyby improwizacja była przedmiotem szkolnym, to właśnie nie zdałabym do następnej klasy.

- Ach no tak! - odezwałam się, lekko zasłaniając usta w geście zdziwienia. - Gapa ze mnie! To musiał być atak pomroczności jasnej, lepiej nie podchodź, bo to może być zaraźliwe - dodałam dramatycznie, a elf ze zrozumieniem pokiwał głową. - Kto to był? - wyrwało mi się zaraz potem, już zupełnie normalnym tonem. Ezarel wyglądał przez chwilę na zaskoczonego tym pytaniem.

- Przyjaciółka z dawnych lat – odparł. Tym razem chyba mnie nie wkręcał. - A co, zazdrosna jesteś? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem. Teraz już na pewno próbował mnie w coś wkręcić. Ale byłam przygotowana.

- Zazdrosna może nie, raczej jestem zatroskana – powiedziałam. - Stać ją na kogoś lepszego od ciebie, odpuść jej - dodałam szybko, a Ezarel złapał się za pierś, jakby go tam nagle zabolało.

- To cios prosto w serce, Gardienne - wyznał z trudem.

- Cóż, ktoś musiał ci to powiedzieć - wzruszyłam ramionami i złośliwie nie odmówiłam sobie poklepania go po ramieniu. Ku mojemu zaskoczeniu ten gest nie zrobił na nim wrażenia. Ciągle zapominałam, że Ezarel zaczął akceptować mój dotyk. Jakoś nie mogłam się do tego przyzwyczaić. - Bardzo mi przykro, że to musiałam być ja, ale rolą przyjaciółki jest mówienie nawet najgorszej prawdy - dodałam z przejęciem.

- Tak tylko mówisz, że ci przykro - powiedział łamiącym się głosem. - A tak naprawdę chcesz zająć jej miejsce! Przejrzałem cię, Gardienne! - zawołał z emfazą. Parsknęłam śmiechem, żeby ukryć moje zmieszanie.

- Dobra, wygrałeś, jesteś lepszy w tej grze - powiedziałam. Ezarel położył ręce na biodrach i lekko przesunął głowę w bok, przyjmując pozę triumfatora, a ja miałam nadzieję, że tylko żartował i nie przejrzał mnie naprawdę.

- Ha! - zakrzyknął usatysfakcjonowany. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Wyjaśnił mi nawet, że ta tajemnicza elfka to jego znajoma jeszcze z czasów, gdy dopiero uczył się alchemii. Terminowali u tego samego mistrza. W podróży skończyło się jej kilka eliksirów, więc będąc w okolicy Kwatery Głównej postanowiła tu przyjechać i uzupełnić braki w zapasach.

Zaskoczyło mnie, że Ezarel już więcej nie dopytywał się o powód mojej wizyty w laboratorium. Nie zwariowałam jeszcze wystarczająco, żeby zaczynać ten temat, więc uznałam to za uśmiech losu i odetchnęłam w duchu. W końcu pożegnaliśmy się – elf udał się w głąb sali, żeby dokończyć jakieś swoje sprawy, a ja ruszyłam do drzwi, mając nadzieję, że jeszcze złapię Purrala. Miałam już rękę na klamce, gdy elf mnie zawołał. Odwróciłam się.

- Tak?

- Gardienne, nie myśl sobie, że specjalnie tam zaglądałem, ale coś ci wystaje – powiedział i wskazał wymownie na dekolt. Najpierw zastygłam w bezruchu, a potem powoli opuściłam głowę, żeby sprawdzić o co mu chodzi. Ze stanika wystawał mi tak duży kawałek tkaniny kapp, że nie dało się tego pomylić z niczym innym. Zrobiło mi się gorąco ze wstydu. Podniosłam głowę, żeby wytłumaczyć się, ale Ezarela już nie było. Słyszałam tylko jego śmiech z zaplecza laboratorium. Ciekawe jak wiele domyślił się? Wyszłam nic już nie mówiąc, pokonana. Pocieszałam się myślą, że po wydarzeniach z tego popołudnia, zdecydowanie należało mi się jakieś ładne ubranie z sakiewki.

Los jednak nie przejmuje się tym, co myślą sobie śmiertelnicy. Otworzyłam torebkę i z żalem stwierdziłam – nie było warto.



Advertisement