Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

Hej!

Dzisiaj przybywam z tekstem trochę innym niż to, co dotychczas pisałam. To moja refleksja nad postacią Ashkore'a i nad tym, co by się stało, gdyby bohaterka postanowiła z nim współpracować. Smętny nastrój wywołany świadomością, że do nowego odcinka na fr jest bardzo daleko, jednak przydał się do czegoś xD. Starałam się, żeby monolog Gardii nie był bolesny w odbiorze, mam nadzieję, że mi wyszło XD. Życzę miłej lektury!



- Ashkore, zrobiłam wszystko, o co prosiłeś, Straż została rozwiązana – odezwałam się, stając przed zamaskowanym mężczyzną. - Pora na to, żebyś wreszcie się wywiązał ze swojej części umowy.

Nieznajomy nic nie powiedział, tylko kiwnął głową i wskazał mi ruchem ręki, żebym poszła za nim. Zgodziłam się bez wahania.

Moja współpraca z Ashkorem zaczęła się niedługo po sprawie z eliksirem. Byłam w stanie znosić kłamstwa Straży, dopóki były w gruncie rzeczy nieszkodliwe, ale wymazanie mnie z pamięci moich bliskich... To było przekroczenie granicy. Po tym wydarzeniu już nie umiałam im zaufać, nieważne jak bardzo mnie przepraszali i starali się odkupić swoją winę. Odsunęłam się od nich wszystkich. W tamtym czasie jak jeszcze nigdy wcześniej potrzebowałam wsparcia kogoś, na kim mogłabym polegać bez wątpliwości. Kogoś, kto nigdy mnie nie oszukał. Wtedy do mojego życia wkroczył Ash.

Spotkaliśmy się pod stuletnią wiśnią. Na szczęście nikt nam nie przeszkodził. Opowiedział mi swoją historię z czasów, gdy był członkiem Straży. To była opowieść pełna ich kłamstw i niedomówień. Zupełnie jak to, co mnie spotykało od chwili, gdy tu przybyłam. Podczas słuchania narastał we mnie gniew. Kiedy na koniec poprosił mnie o pomoc w zniszczeniu tej zepsutej do szpiku kości organizacji, zgodziłam się bez wahania. W zamian złożył mi obietnicę cofnięcia skutków eliksiru i umożliwienia mi powrotu do domu. To dodało mi skrzydeł.

Jednak wątpliwości pojawiły się bardzo szybko, gdy zrozumiałam, że spełnianie próśb, a raczej rozkazów Asha, znacząco nadwyręży mój kręgosłup moralny. Naszym celem było zniszczenie Straży, a naszym orężem mógł być jedynie sabotaż. Pierwsze i zarazem najtrudniejsze zadanie stanęło przede mną, gdy powróciliśmy do Balenvii. Uparłam się, żeby przynajmniej dwóch mieszkańców poszło z nami do jaskini. Twierdziłam, że tylko w ten sposób dadzą się przekonać o dobrych zamiarach Mykonidów. A kiedy zgodzono się na mój pomysł, uszkodziłam filtry powietrza w ich maskach. Ledwie zostali odratowani, a ludność wioski niemal oszalała ze wściekłości. W takich warunkach nie było mowy o zawarciu pokoju. Straż po raz kolejny opuściła Balenvię pokonana.

Gdy już zrobiłam ten pierwszy krok, następne akcje przychodziły mi dużo łatwiej. Czasem miewałam wyrzuty sumienia, gdy widziałam twarze faery, którzy naprawdę liczyli na to, że Straż im pomoże. Na początku było mi trudno, ale z czasem nauczyłam się to ignorować. Wspierałam się myślą, że nie jestem im nic winna. Nie chciałam trafić do tego świata. Nie chciałam tu być, ani tym bardziej do kogokolwiek się przywiązywać. Wszyscy prędzej czy później się okazywali kłamcami. Tylko Ashkore'owi mogłam ufać.

Współpraca z nim nie była łatwa. Choć był zadowolony z efektów moich działań, nigdy nie powiedział mi dobrego słowa. Zawsze twierdził, że coś dało się zrobić lepiej czy szybciej, czy osiągnąć więcej. Na początku było mi trudno przyjmować tę krytykę, później jednak zrozumiałam, że to swoista forma prawienia komplementów, pasująca do jego oziębłego stylu życia.

Straż i Kwatera Główna były dziurawe jak ser szwajcarski, dlatego działanie w imieniu Ashkore'a szło mi niewiarygodnie łatwo. Wyrzuty sumienia, które mieli wobec mnie, wykluczały mnie z kręgu podejrzanych. Jednak Nevra zaczął się domyślać. Zdradził mnie mój zapach. Wyczuł go w pomieszczeniu, z którego wyniosłam bardzo ważny artefakt. Nie powinnam w ogóle wiedzieć o tym przedmiocie, ani tym bardziej gdzie był przechowywany. To był nasz pierwszy i ostatni błąd. Na szczęście wampir także nie był bezbłędny. Naiwnie wziął mnie na stronę i próbował sprowokować bym się przyznała. Udało mi się go spławić bez zdradzania się. Kiedyś go lubiłam, ale to on podał mi eliksir. Po tym już nic nie mogło być takie jak wcześniej.

Niewiele później powiedziałam Ashowi o Nevrze. Zgodziliśmy się, że trzeba jakoś rozwiązać ten problem. Poprosiłam Zamaskowanego, żeby nie robił mu krzywdy. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam, być może przemówiły przeze mnie resztki sympatii, jakie czułam do wampira. Ku mojemu zaskoczeniu, Ash zgodził się bez wahania. Zastanawiałam się, co planował.

Wszystko stało się dla mnie jasne, gdy kilka dni później dowiedziałam się, że Karenn została otruta. Udało się ją uratować, jednak trucizna znacząco nadwyrężyła jej zdrowie. Potrzebowała długiej rekonwalescencji, żeby móc ponownie stanąć na nogach. Byłam pod wrażeniem, jak dobrze Ashkore znał się na charakterach i wiedział gdzie uderzyć.

Nevra zrozumiał przesłanie. Postanowił zabrać siostrę w rodzinne strony, żeby tam w spokoju mogła dojść do siebie. Nie powiedział nikomu o swoich podejrzeniach. Gdy odjeżdżali, nawet nie wyszłam, aby się z nimi pożegnać. Nie zniosłabym widoku wyniszczonej Karenn. To był jedyny moment, kiedy niemal zwątpiłam w sens swoich działań. W końcu dotarło do mnie, że atak na wampirzycę nie był wymierzony jedynie w jej brata, ale także we mnie. Ostateczny test wierności. To pasowało do Asha. Udało mi się opanować. Już było za daleko, żeby zrezygnować z obranej ścieżki. Odcięłam się od ostatnich skrupułów, jakie miałam i działałam dalej.

Pozycja Straży w Eldaryi była coraz słabsza. Niemal każda misja kończyła się niepowodzeniem lub pogorszeniem sytuacji. Coraz mniej osób im ufało. Nawet Huang Hua nie chciała z nimi współpracować. Po jakimś czasie odeszła Ykhar. Nie zniosła kolejnego zniszczenia zbiorów bibliotecznych. Kiedyś mnie o to posądzono, choć byłam niewinna. Tym razem to była moja sprawka i nikt nawet na mnie nie spojrzał. Stałam się mistrzynią grania na cudzych wyrzutach sumienia.

Wreszcie zdecydowano o rozwiązaniu Straży – uznano, że jako organizacja nie sprawdzała się w ogóle. Opiekę nad Kryształem mieli przejąć Fenghuangowie z rodziny Ren. Tuż po ogłoszeniu tej informacji pobiegłam do swojego pokoju i zabrałam plecak, który od miesięcy czekał na mnie już spakowany. Były tam moje ziemskie ubrania, w których przybyłam do Eldaryi. Uciekłam, zanim ktokolwiek zauważył, że zniknęłam.

A teraz byłam tak blisko powrotu do domu, jak jeszcze nigdy wcześniej. Ashkore zaprowadził mnie do kryjówki, w której bywałam wielokrotnie. Z zaskoczeniem odkryłam, że dzisiaj była zastawiona alchemiczną aparaturą i składnikami.

- Musimy wykonać eliksir, który odwróci działanie Mnemosyne – powiedział Ash. To były pierwsze słowa, jakie do mnie wypowiedział tego dnia. Byłam zdziwiona, że rozwiązanie mogło być takie proste. Nie miałam jednak powodu, by mu nie ufać. - A po wypiciu odeślę cię do domu – dodał.

Zabraliśmy się do pracy. To, co na początku wydało mi się banalne, okazało się bardzo skomplikowane. Warzenie napoju zajęło nam niemal cały dzień i zużyliśmy przynajmniej tuzin składników. W niektórych z nich rozpoznałam rzeczy, które osobiście wyniosłam z Kwatery Głównej w trakcie całej naszej współpracy. Ta świadomość uspokoiła mnie, bo to oznaczało, że od dawna to planował i wiedział co robił.

Eliksir był gotowy do spożycia dopiero następnego dnia. Wypiłam go jednym haustem. Nic nie poczułam. Nie odważyłam się wypytywać - założyłam, że tak właśnie miało być. Przebrałam się w ziemski strój. Ashkore zaprowadził mnie do grzybowego kręgu. W milczeniu obserwowałam, jak podszedł do niego i wokół ułożył tajemniczy wzór z dziwnych, krótkich kijków, które przyniósł ze sobą. Potem uzupełnił „rysunek” przedmiotami, których nigdy w życiu nie widziałam. Domyśliłam się, że były to artefakty, o których kiedyś czytałam w książce o portalach. Ashkore wypowiedział inkantację, której słów nie zrozumiałam, po czym się odsunął.

- Wystarczy, że wejdziesz w grzybowy krąg i zostaniesz przeniesiona – wyjaśnił. - Jakieś ostatnie słowo, zanim opuścisz Eldaryę?

- Czy pokażesz mi swoją twarz? - zapytałam bez zastanowienia. Nigdy wcześniej go o to nie prosiłam. Szanowałam, że nie chciał się ujawnić, choć zupełnie tego nie rozumiałam. Teraz jednak chciałam podziękować, patrząc mu prosto w oczy.

-Nie – odpowiedział równie szybko. Kiwnęłam głową.

-W takim razie żegnaj, Ashkore – powiedziałam. - Dziękuję za wszystko.

Czekałam na jego reakcję, on jednak ani drgnął. Może nie lubił pożegnań?

Wzięłam głęboki wdech i jednym zdecydowanym ruchem wskoczyłam do wnętrza grzybowego kręgu. Świat wokół mnie zafalował i się rozpłynął, a ja miałam wrażenie spadania. Chwilę później poczułam grunt pod stopami. Nie byłam przygotowana na tak szybkie lądowanie, więc upadłam. Cała drżąca podniosłam się i rozejrzałam. Poznałam okolicę. To był ten las i ten grzybowy krąg! Pośpiesznie wyszłam z niego z obawą, że może mnie przenieść z powrotem.

Udało się, wróciłam! Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w otaczające mnie dźwięki. Znajome ptasie śpiewy, odległy szum ruchu ulicznego, szelest liści na wietrze. Zdecydowanie byłam u siebie. Zrobiłam wiele złych rzeczy, żeby móc tutaj trafić. Być może już nigdy nie będę taka jak przedtem. Jednak teraz stojąc wśród znajomych, ziemskich drzew, nie żałowałam.

Nie zwlekałam już ani chwili dłużej – pobiegłam w stronę domu. Zwolniłam kroku dopiero gdy byłam już blisko. Nie ze zmęczenia – podczas pobytu w Eldaryi znacząco poprawiła się moja kondycja. Mogłabym spokojnie biec jeszcze przynajmniej przez kilka minut. Po prostu chciałam, żeby mój powrót do domu wyglądał jak na filmach, a ciężki oddech i strumienie potu nie pasowały mi do tego obrazu. To śmieszne marzenie, ale tyle razy wyobrażałam sobie ten moment, że chciałam, żeby było perfekcyjnie.

Stanęłam przy bramie. Oczami chłonęłam ten widok. Automatycznie wystukałam ciąg cyfr na domofonie, a znajomy buczący dźwięk oznajmił mi, że mogłam wejść. Zauważyłam auto rodziców na podjeździe. Odetchnęłam, bo to oznaczało, że nie będę musiała na nich czekać. Podeszłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. Zawsze byłam zła, gdy rodzice zapominali je zamykać, ale tym razem się ucieszyłam. Weszłam do środka. Wciągnęłam powietrze. Poczułam najlepszy na świecie zapach – domu.

- Mamo, tato, wróciłam – zawołałam, gdy wkroczyłam do pokoju, w którym przebywali moi rodzice. Popatrzyli się na mnie z mieszaniną zaskoczenia i niedowierzania wypisaną na twarzach. Wyciągnęłam do nich ręce i podeszłam kilka kroków, żeby się przytulić. Ledwie powstrzymywałam się od płaczu.

- Kim pani jest?! - zawołała moja mama. Zamarłam. Nie rozumiałam.

- Proszę natychmiast stąd wyjść, inaczej wzywam policję – odezwał się tata, który wstał z kanapy i stanął między mną a swoją żoną.

- C-co...? - wykrztusiłam. - Nie... Nie poznajecie mnie? - nie byłam już w stanie pohamować łez.

- Nie mam pojęcia, kim pani jest – odparł mężczyzna, którego uważałam za mojego tatę. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer. - Liczę do trzech, potem dzwonię na policję – zagroził.

- Ale... ja... - czułam się jakby stopy przyrosły mi do podłogi. Nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. Dotychczas myślałam, że moje koszmary były przerażające, ale nie były nawet w połowie tak straszne jak to, czego teraz doświadczałam.

- Jeden! - wykrzyknął. Drgnęłam. Dotarło do mnie, że nie żartował. - Dwa!

Musiałam uciekać. Szlochając wybiegłam z domu. Byłam przekonana, że oszalałam. Coś poszło nie tak. Bardzo nie tak. Gorączkowe myśli przebiegały mi przez głowę. Co mam robić? Co mam robić?! CO MAM ROBIĆ?!

Na murku przed domem zastałam siedzącego Ashkore'a. Ten widok mnie otrzeźwił. Zatrzymałam się i szybkim ruchem otarłam łzy z oczu, żeby mieć pewność, że to nie jest przywidzenie.

- Ash! Co się dzieje?! – zawołałam, a raczej zapiszczałam. Kompletnie nie panowałam nad głosem. Nie wiedziałam dlaczego, ale miałam wrażenie, że Zamaskowany jest zadowolony.

- Eliksir nie zadziałał? Co za pech... - powiedział spokojnym głosem. - Wygląda na to, że zostałem ci już tylko ja – dodał i zaśmiał się w sposób, który zmroził mi krew w żyłach.

Wszyscy prędzej czy później okazywali się kłamcami. Ashkore jednak nie był wyjątkiem.

Advertisement