Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

Witam ponownie :)

Kolejna część rozterek demona. 

Mam nadzieję, że się spodoba. Miłej lektury. Pozdrawiam <3



Bo bez niej...

   Kiedy Leiftan i Huang Hua wchodzili do budynku Kwatery, wpadł na nich zdenerwowany Nevra.
   - Gdzie wyście byli?! Wszyscy was szukają! - zawołał bez ogródek czarnowłosy, skłaniając jednak nieznacznie głowę przed kobietą.
   - Coś się dzieje z Shairisse? - zapytała zaniepokojona fenghuang.
   - Nie wiem dokładnie - odpowiedział nerwowo wampir i spojrzał na Leiftana, który kolejny raz tego dnia, zrobił się blady na twarzy niczym marmurowy posąg. - Wezwali Ewelein do przychodni, już jakiś czas temu i na razie nikt nie wychodził informować, co i jak...
   Lorialet spojrzał przerażonym wzrokiem wpierw na Nevrę, potem na kobietę i bez chwili namysłu, szybkim krokiem ruszył do ambulatorium. Zapukał do drzwi, ale nie czekał na odpowiedź, tylko od razu je otworzył. Bez zastanowienia wszedł do środka i się rozejrzał. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na pustej kozetce, na której ostatnio widział nieprzytomną dziewczynę, poczuł jak jego serce skurczyło się ze strachu i pominęło kilka uderzeń. Z każdym oddechem miał wrażenie, że jakaś niewidzialna siła zaciska swoje macki na jego klatce piersiowej, pozbawiając go powietrza. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, a w oczach zaczęły czaić się łzy. Przez kilka długich sekund stał jak wmurowany w podłogę, nie mogąc zrobić kroku i wpatrując się w puste miejsce przed sobą.
   - Leiftanie? - z marazmu wyrwało go, delikatne potrząsanie ramienia i trochę chrapliwy głos Narendy. - Shairisse jest w pokoju obok - powiedziała, gdy w końcu na nią spojrzał. To krótkie zdanie, w tym momencie, było dla niego swoistym rytuałem "wznowienia życia", albo jak porażenie defibrylatorem w ludzkim świecie - przywracało mu bicie serca i uwalniało oddech spod władzy niewidzialnych macek. Podziękował wężookiej dziewczynie za informację i uśmiechając się delikatnie, poszedł do drugiego pokoju.
   Podchodząc do parawanu, za którym leżała dziewczyna, zobaczył krzątającą się Ewelein. Kiedy minął parawan, zaskoczony zatrzymał się w pół kroku, widząc przy Shairisse nie tylko elfkę. Niedaleko łóżka przy oknie, oparty o parapet stał Valkyon. Spoglądając w jego twarz, od razu zauważył zmęczone spojrzenie zaczerwienionych oczu, które wypełnione były bezsilnością, strachem i smutkiem. Szef straży Obsydianu wyglądał prawie tak samo, jak wówczas, gdy dowiedział się o stracie brata. Widząc to i przypominając sobie poranne słowa białowłosego, zrozumiał w końcu, że Shai stała się sensem życia nie tylko dla niego. Nie przepadał za tym wojownikiem o złotych oczach, ale widok tak załamanego chłopaka, nawet u niego wywoływał współczucie.
   Nagle rozległ się głośny dźwięk z aparatury przy łóżku dziewczyny, który sygnalizował, że coś złego dzieje się z podpiętą do niego pacjentką. W sali prawie natychmiast pojawiła się Narenda, niosąc miseczkę z jakimś proszkiem, który wciąż mieszała. Zaraz za nią wbiegł Velandel, trzymając niebiesko-złotą skrzynkę. Nieczęsto zdarzało się, aby w przychodni, poza główną pielęgniarką, było obecnych dwoje asystentów, a dzisiejszy dzień na pewno do zwyczajnych się nie zaliczał. Oboje szybko podbiegli do łóżka Shairisse i wraz z Ewelein zaczęli przygotowywać ziemiankę do resuscytacji.
   Valkyon wycofał się kilka kroków za parawan i usiadł przy stoliku. Oparł łokcie na blacie stołu i szepcząc coś, wsparł głowę na splecionych dłoniach. Leiftan przez chwilę mu się przyglądał. Średniej długości, białe włosy opadły do przodu, zakrywając twarz wojownika i skrywając ból, jaki ich właściciel przeżywał. Bardzo wymowną oznaką dramatu, jaki rozgrywał się za zasłoną tych białych włosów, były mokre, słone ślady, pojawiające się na śniadej skórze wzdłuż umięśnionego przedramienia.
   - Shai, proszę nie zostawiaj mnie - to były jedyne słowa, które zrozumiał z tych szeptanych przez Valkyona.
   Kiedy spojrzał w stronę Shairisse, czas nagle jakby zwolnił. Widział, jak Velandel przesuwa kolorowe kryształki na dziwnej aparaturze, od której kilkanaście rurek i wężyków podłączonych było do jej ciała. Ewelein w pełnym skupieniu pochylała się nad nieprzytomną dziewczyną, układając na jej klatce piersiowej białe kamienie z elfickimi motywami. Ich ułożenie przypominało pięcioramienną gwiazdę, na której elfka rozrysowała pentagram proszkiem od Narendy. Prawie od razu kamienie zaczęły przybierać czerwony kolor, a w obrębie pentagramu roziskrzyło się od drobnych błysków. Z drugiej strony łóżka wężooka asystentka wstrzykiwała w wężyk kroplówki jakąś różową miksturę. Twarz ziemianki była tak blada, że aż prawie przezroczysta. Lekko spierzchnięte usta, nie różniły się kolorem od reszty twarzy. Jej popielate włosy, w nieładzie rozrzucone były na białym prześcieradle. Im dłużej przyglądał się dziewczynie, tym większe miał wrażenie, że jej ciało delikatnie otula blada poświata, która wyglądem przypominała coś, na kształt rezonującej mgiełki. Leiftan zmrużył oczy, chcąc się lepiej przyjrzeć dziwnemu zjawisku, ale w tym samym momencie kamienie na piersi Shai rozbłysnęły mocniejszym światłem i natychmiast zgasły.
   - Wróciła! - wykrzyknęła radośnie elfka i wyprostowała się, wzdychając z ulgą.
   Szef straży Obsydianu pospiesznie podniósł się z krzesła, a lorialet automatycznie podniósł wzrok, by spojrzeć na Ewelein. Odczuł wówczas, jakby czas z powrotem przyspieszył. Radość i ulga na twarzy pielęgniarki gościły jednak tylko przez chwilę. Velandel wskazał odczyty na aparaturze i oblicze elfki ponownie spochmurniało.
   - Bloede arse* - zaklęła pod nosem w staroelfickim.
   - Co się dzieje Ewe? - zapytał zaniepokojony Valkyon, stając obok Leiftana.
   - Nie wiem, na jak długo wróciła - powiedziała poważnym głosem, zwracając się do obu panów. - Następnym razem, może mi się nie udać, bo Shai jest coraz słabsza - dodała smutno.
   - Coraz słabsza? - jak echo powtórzył wojownik.
   - Tak - potwierdziła pielęgniarka. - Jej parametry życiowe są niestety coraz gorsze. Bardzo płytki oddech, bardzo niskie ciśnienie krwi i nitkowate tętno... I nie mam już możliwości naładowania elfich kamieni życia, aby przeprowadzić rytuał "wznowienia życia".
   Bezwłosy asystent głównej pielęgniarki, bardzo delikatnie wkładał właśnie białe kamienie do niebiesko-złotej szkatułki. Leiftan spojrzał na niego, jakby chcąc upewnić się, że rzeczywiście kamieni nie da się wykorzystać, a następnie zamyślony rozejrzał się po pomieszczeniu.
   - Ewelein - zwrócił się do elfki i podszedł do łóżka Shairisse - potrzebuję drobny perłowy piasek, jakąś świeczkę, trochę wody i grudkę ziemi.
   Wszyscy obecni w sali spojrzeli ze zdziwieniem na lorialeta. Żadna ze zgromadzonych osób, nie potrafiła zrozumieć, w jakim celu chłopak prosi o tak różnorodne przedmioty. Widząc ich konsternację, zrozumiał, że wystosowana przez niego prośba, musiała dla nich brzmieć niedorzecznie.
   - Potrzebne mi będą, żeby użyć prastarego, ochronnego zaklęcia druidów - wyjaśnił poważnie. - Do przyzwania wzmacniającej mocy żywiołów.
   - Ja przyniosę z ogrodów ziemię - bez zastanowienia i zbędnych pytań powiedział Valkyon. Nie czekając na reakcję innych, od razu skierował się do wyjścia. Velandel prawie natychmiast podał szklankę wody, a Narenda wyszukała w szafkach piasek i świeczkę.
   Ewelein poprawiła pościel ziemiance i badawczo spoglądała na Leiftana, chcąc zrozumieć, co się właśnie dzieje. Znała blondyna od ładnych paru lat i ani razu nie zauważyła, żeby wykazywał się jakimiś zdolnościami tego pokroju. Prastare, druidzkie zaklęcia? Przyzywanie mocy żywiołów? A przede wszystkim, ta niepokojąca pewność siebie, gdy mówił, czego potrzebuje. Wszystko to było bardzo dziwne i tak bardzo niepodobne do niego.
   W tej samej chwili do sali wszedł Valkyon z ziemią, a za nim Huang Hua z zaniepokojoną miną. Kobieta od razu podeszła do łóżka i przysiadła na taborecie. Złapała drobną dłoń Shairisse w swoje dłonie i spoglądała z troską w jej twarz.
   - Wracaj do nas moja piękna - powiedziała czule i pochyliła się, aby ucałować dziewczynę w czoło.
   - Damo Huang Hua, bardzo bym prosił o oddalenie się od łóżka - powiedział łagodnie Leiftan, podchodząc do wojownika, by odebrać ziemię. - Valkyonie, ty też stań trochę dalej.
   Nikt ze zgromadzonych nie protestował. Fenghuang podeszła do szefa Obsydianu i chwyciła jego dłoń.
   - Wszystko będzie dobrze mój drogi - szepnęła. - Shai wróci do nas.
   - Mam nadzieję, że tak - odpowiedział smutno białowłosy. - Bo bez niej...
   - Nie Valkyonie - przerwała mu Huang Hua. - Nie możesz tak nawet myśleć.
   W międzyczasie, Leiftan odstawił parawan pod ścianę i nieznacznie przesunął łóżko dziewczyny, tak aby pomiędzy wezgłowiem i ścianą pozostało trochę wolnej przestrzeni. Następnie na podłodze wokół łóżka, drobnym perłowym piaskiem narysował okrąg. Mniej więcej w centrum okręgu, który znajdował się również w centralnym punkcie pod łóżkiem, naznaczył kwadrat, będący odpowiednikiem runy Ingwaz. Runa ta oznaczała odpoczynek, regenerację, odnowienie i niespodziewaną pomoc, a niesionym przez nią potencjałem była cierpliwość. Przy nogach łóżka ustawił po kolei zapaloną świeczkę, szklankę wody, kupkę ziemi, a przy ostatniej, skinięciem dłoni wywołał coś, na kształt mikro trąby powietrznej.
   - Teraz proszę o ciszę - powiedział, stając u wezgłowia łóżka.
   Wszyscy w skupieniu przypatrywali się jego poczynaniom. Lorialet zamknął oczy i po chwili zaczął mówić niezbyt głośno, ale pewnie:
                                 Niechaj twoja dusza zauważy
                                 Jakie moce stawiam dziś na straży
                                 Oto teraz wzywam cztery żywioły
                                 Zaklinam je na przodków mych popioły
                                 Powietrze ziemia ogień i woda
                                 Niechaj egzystencji twej energii doda
                                 Nie pozwolą się duchowi od ciała oddalić
                                 Wspomogą złych mocy działanie obalić.

   Kiedy wymieniał poszczególne żywioły, ich odpowiedniki przez moment drżały. Na koniec, rozrysowany na podłodze okrąg rozbłysnął różową poświatą, by zaraz potem przygasnąć, pozostawiając tylko delikatny, iskrzący się ślad.
   - Przez najbliższe, co najmniej sześć godzin, nic nie grozi Shairisse - powiedział, podchodząc do zdziwionej Ewelein i kładąc jej dłoń na ramieniu. - Możesz odpocząć Ewe, będzie ją chronić moc żywiołów.
   Następnie spojrzał na pozostałych, którzy również przyglądali mu się ze zdziwieniem, ale i z podziwem i wdzięcznością. Velandel podszedł do aparatury przy łóżku dziewczyny, żeby sprawdzić odczyty, a następnie zwrócił się do elfki, oznajmiając jej, że parametry są nadal dość słabe, ale wyglądają na stabilne. W tym samym momencie Valkyon chciał podejść do Shairisse, ale Leiftan złapał go za ramię i zatrzymał. Nie chciał, aby wojownik przy niej zostawał, bo na samą myśl o tym czuł narastającą złość i zazdrość.
   - Jeśli możesz Valkyonie - zaczął mówić, starając się brzmieć jak najbardziej spokojnie - idź do pokoju i odpocznij...
   - Chciałbym przy niej zostać - odpowiedział białowłosy.
   - Wiem - lorialet ledwo wytrzymywał, żeby nie okazać irytacji. - Chciałbym, abyś jednak mnie posłuchał. Wieczorem chcę wprowadzić w życie plan, który zaproponowałem na zebraniu. Huang Hua obiecała mnie wspomóc mocą, ale może się okazać, że będę musiał skorzystać z pomocy jeszcze kogoś. Chciałbym wtedy poprosić o pomoc ciebie, gdyż wydajesz się mocno związany z Shai - słowa ledwo przechodziły mu przez gardło, ale w obecnej chwili, to było jedyne sensowne wytłumaczenie tego, żeby wojownik nie zostawał w przychodni, jakie mu przyszło do głowy. - Dlatego prosiłbym, abyś odpoczął i naładował swoją energię.
   Szef straży Obsydianu przez chwilę się wahał. Kiedy jednak spojrzał na uczennicę Feniksa, która z łagodnym uśmiechem potwierdziła słowa blondyna, zgodził się wrócić do swojego pokoju. Zanim jednak wyszedł z sali, podszedł do nieprzytomnej dziewczyny.
   - Trzymaj się maleńka - wyszeptał, biorąc jej dłoń i pochylając się, by złożyć delikatny pocałunek na jej czole. - Błagam cię, nie zostawiaj mnie samego - dodał, całując ją teraz w rękę i delikatnie pieszcząc jej policzek kciukiem drugiej dłoni.
   Leiftan zerknął w tamtą stronę i zacisnął zęby, starając się zapanować nad coraz bardziej wzbierającą zazdrością. Każdy czuły gest białowłosego względem Shairisse wzbudzał w nim irytację. Każde słowo wypowiadane z troską i będące niezaprzeczalnym dowodem sporej zażyłości między tą dwójką, były dla lorialeta jak sztylety wbijane w jego ciało. Coraz bardziej przytłaczała go myśl, że tego rodzaju zachowanie będzie czymś, na co w przyszłości zmuszony będzie codziennie patrzeć. Czy był na to gotowy? Czy wytrzyma nerwowo? W tej chwili nie był tego pewien, ale kiedy patrzył na dziewczynę, wiedział jedno - ONA musi być obecna w jego życiu. Nie wyobrażał sobie dnia bez jej uroczego uśmiechu na powitanie, bez zaciekawionego spojrzenia liliowych oczu, gdy wychodził z zebrania, czy też bez widoku popielatych kosmyków, niesfornie opadających na czoło, gdy czytała książkę w ogrodzie. Wiedział, że bez niej cały jego świat będzie potwornie pusty, dlatego teraz najważniejszą rzeczą dla niego było zadbanie, by pozostała w tym świecie. A z całą resztą jakoś sobie poradzi... Na pewno, w jakiś sposób sobie poradzi...
   - Damo Huang Hua - Leiftan zwrócił się do fenguang - my też powinniśmy coś zjeść i odpocząć przez najbliższe kilka godzin.
   Kobieta zerknęła na zegarek wiszący na ścianie. Dochodziła trzecia po południu.
   - Mówiłeś, że ochrona żywiołów trwa sześć godzin? - spytała, podchodząc bliżej niego.
   - Sześć godzin to minimum - odpowiedział. - Niestety wycieńczenie organizmu Shairisse oraz moje zmęczenie wpływają na moc zaklęcia, dlatego nie liczyłbym na dłuższe działanie - wyjaśnił smutno.
    - To zaklęcie też znasz od Eradegeza? - zapytała szeptem.
    - Nie - odszepnął. - Tego nauczyli mnie Alasdair i Moira, druidzi, którzy mnie przygarnęli, gdy wymordowano moją rodzinę i jako dziecko, błąkałem się samotnie po lasach.
   Uczennica Feniksa w odpowiedzi uśmiechnęła się do niego smutno, a następnie zaczęła kierować się w stronę wyjścia z przychodni. Zanim jednak wyszła, poprosiła jeszcze Ewelein, aby kogoś przysłała po nią przed upływem sześciu godzin. Elfka przytaknęła i przeszła do drugiej sali. Po chwili z sali wyszli też Narenda i Velandel. W sali zapanowała przyjemna cisza, którą przerywał jedynie świergot alfeli, dobiegający z ogrodów Kwatery.
   Leiftan korzystając z chwili samotności, podszedł do Shairisse, przysiadł na skraju łóżka i delikatnie ujął jej dłoń. Była chłodna, delikatna w dotyku, wręcz aksamitna i lekka jak piórko. Wolną dłonią z niebywałą łagodnością odgarnął kosmyki włosów z jej czoła i czule pogłaskał po policzku. Spojrzał na spierzchnięte usta dziewczyny i odruchowo rozejrzał się za czymś, czym mógłby je nawilżyć. Na szafce obok łóżka, zauważył kubek z wodą, a na nim patyczek zakończony gazikiem. Złapał patyczek i zamoczył gazę w wodzie, a następnie delikatnie obmył spierzchnięte wargi dziewczyny. Następnie odłożył patyczek z powrotem na kubek i ucałował dłoń ziemianki.
   - Obym zdołał cię dzisiaj odnaleźć - szepnął, odrywając usta od jej dłoni i wstając z łóżka. Przez cały czas nie zauważył stojącej w drzwiach i przyglądającej mu się Ewelein, która w tym momencie wycofała się po cichu do drugiego pokoju. Zanim wyszedł z przychodni, poprosił elfkę, aby poinformować go, gdyby coś się działo.
   W drodze do swojego lokum spotkał kilka osób, które starały się od niego dowiedzieć, co jest przyczyną takiego poruszenia w Kwaterze. Każdemu na odczepnego mówił, że dowiedzą się w swoim czasie. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim azylu, gdyż odczuwał potworne zmęczenie i wrócił do niego ten dziwny niepokój z Sali Kryształu. Jedyne, o czym marzył w tej chwili, to oddać się w objęcia Morfeusza. Miał nadzieję, że ów niepokój minie wraz z tymi kilkoma przespanymi godzinami. Jego irytacja ponownie wzrosła, gdy pod drzwiami swojego pokoju dostrzegł szefową Straży Eel i uczennice Feniksa. Obie kobiety dyskutowały o czymś i dopiero po chwili zauważyły zbliżającego się lorialeta. Leiftan w tym czasie starał się opanować swoje wzburzenie, aby nie okazywać złości z powodu obecności obu pań.
   - Czy możesz mi powiedzieć Leiftanie, o co w tym wszystkim chodzi?! - zapytała bez zbędnych wstępów Miiko. - Proponujesz coś, co jest niewykonalne - kontynuowała podniesionym tonem - później ignorujesz wszystkich i wszystko, żeby porozmawiać z Huang Hua sam na sam, a na koniec nawet nie zamierzasz wytłumaczyć co i jak?!
   Lorialet przystanął i zrezygnowany, westchnął głęboko. Dobrze wiedział, że kitsune poczuła się urażona tym, że nie poinformował jej od razu o wszystkim.
   - Rozmawiałem z damą Huang Hua właśnie o mojej propozycji i doszliśmy do wniosku, że jest szansa na uratowanie Shairisse - powiedział spokojnie. - Żeby jednak się udało, zarówno ja, jak i Huang Hua musimy wypocząć, aby naładować swoją energię. Dlatego proszę cię Miiko o trochę cierpliwości, a obiecuję, że wszystko ze szczegółami ci opowiem, ale nie teraz.
   Szefowa patrzyła na niego zirytowana i wyraźnie chciała coś jeszcze powiedzieć, ale fenghuang ją powstrzymała, kładąc jej dłoń na ramieniu i kiwając głową, by tego nie robiła.
   - Kochana moja - powiedziała Huang Hua - jeszcze dziś wszystkiego się dowiesz, tylko później.
   - To, co wy planujecie? - spytała zrezygnowanym tonem kitsune.
   - Jeszcze dzisiaj uratować Shairisse - odpowiedział Leiftan, wchodząc do swojego pokoju.
   Kiedy wszedł i zamknął drzwi, usłyszał jeszcze, jak Miiko pyta fenghuang, dlaczego robią taką tajemnicę z tego i dlaczego to akurat on ma ratować ziemiankę. Odpowiedzi już nie usłyszał, bo obie panie oddaliły się w stronę swoich pokoi. Zmęczony oparł się o drzwi i zamknął oczy.
   - Chcę ją ratować, bo pokazała mi, jak żyć, a bez niej... Bez niej, jestem tylko martwą skorupą wypełnioną nienawiścią... - wyszeptał sam do siebie i skierował się do swojego łóżka.



  • bloede arse - popularne, siarczyste przekleństwo, ale w ładnym elfim języku :)
Advertisement