Eldarya Wiki
Advertisement
Eldarya Wiki

Witam :)

Pozdrawiam po Świętach, ale przed Nowym Rokiem. Z tej okazji, wszystkim zaglądającym tu, życzę udanego Sylwestra i szczęścia w nadchodzącym Nowym Roku. 

Oto kolejna część, miłego czytania :)



Przepowiednia

 - Czy z Shairisse wszystko dobrze? - zapytał, podbiegając do zielonowłosej dziewczyny, która właśnie opuszczała przychodnię. Narenda, asystentka Ewelein, spojrzała na niego nieco zdezorientowana, przez chwilę starając się zrozumieć, kto to jest i co od niej chce.
 - Och, Leiftan! - westchnęła, zdając sobie w końcu sprawę, że właśnie jego szła szukać. - Przed chwilą miała problemy z oddychaniem i akcją serca, ale Ewelein już przywróciła funkcje życiowe do względnej normy - odpowiedziała mu teraz spokojnie, patrząc w jego przerażone, zielone oczy. - Ewe wysnuła pewne podejrzenie, ale to ona osobiście zaraz ci powie, bo ja nie mam takich kompetencji - uśmiechnęła się nieśmiało. - Poczekaj tu chwilkę, powiem jej, że już jesteś - mówiąc to, weszła z powrotem do przychodni.
 Leiftan rozejrzał się dookoła, ale na korytarzu nie było nikogo, poza nim. Oparł się plecami i głową o ścianę, przecierając dłońmi zmęczoną twarz i przeczesując włosy. W jego umyśle krążyło całe mnóstwo domysłów i pytań, na które pragnął poznać odpowiedzi. Odetchnął głęboko, jakby chciał trochę oczyścić swoje myśli, a po chwili zamknął oczy i bezwiednie zsunął się po ścianie, przykucając.
 - Anaryon, Anaryon... - powtarzał szeptem imię, chcąc przypomnieć sobie, co ono znaczy. Zdawał sobie sprawę, że było to prastare imię i teraz, nie tylko nikt go nie używał, ale prawie nikt go nie pamiętał. Kojarzył, że występowało ono w podaniach i mitach, powstałych tuż po stworzeniu Eldaryi. Nie pamiętał jednak dokładnie jakich, ale gdzieś w podświadomości świtało mu, że było to coś niezwykłego, co niestety zatarło się z upływem czasu.
 Nagle, niczym porażenie piorunem, uderzyło go znaczenie tego imienia - "Dziecię Słońca". Pomimo tego olśnienia, dotychczasowy chaos myśli w jego głowie, wcale nie chciał się klarować. Jednak pewne pytania, teraz dręczyły go bardziej od innych. Dlaczego w pamiętniku Shairisse pojawiło się zdanie "N'te va it Anaryon", co znaczy "Nie idź tam Dziecię Słońca"? Czy dziewczyna wiedziała, co znaczy to zdanie, czy zapisała je bez zrozumienia? Kto je wypowiedział? Do kogo było ono skierowane? Dlaczego to imię pojawiło się właśnie teraz? I co Shai miała z tym wszystkim wspólnego? Im dłużej myślał nad tym, tym większy odczuwał mętlik. Dodatkowo, coraz bardziej dawało mu się we znaki zmęczenie, spowodowane brakiem snu i ciągłym napięciem emocjonalnym. Opuścił głowę, opierając się czołem o kolana i splótł dłonie na karku. Miał wrażenie, że im dłużej rozmyśla, tym większą ma pustkę w głowie.
 - O Wyrocznio... - westchnął bezsilnie, nie zwracając uwagi, na otwierające się w tym momencie drzwi przychodni.
 - Leiftanie? - usłyszał nad sobą lekko zmęczony i zatroskany głos. Kiedy podniósł głowę, natrafił na zmartwione spojrzenie Ewelein. - Dobrze się czujesz? - spytała, spoglądając na niego badawczo i kładąc dłoń na jego ramieniu.
 - Tak... - odpowiedział niepewnie i pośpiesznie podniósł się na równe nogi. - Powiedzmy, że tak... To tylko zmęczenie i brak snu - dodał po chwili, starając się ukryć lekki zawrót głowy, spowodowany gwałtowną zmianą pozycji. - Czy z Shairisse wszystko w porządku? - zapytał, chcąc szybko zmienić temat.
 Niebieskowłosa elfka nie dała się jednak zbyć pytaniem i przez moment przyglądała mu się uważnie. Jego blada twarz, podkrążone oczy, smętne spojrzenie i nieco rozczochrane włosy, w porównaniu do prawie zawsze nienagannego i zadbanego wyglądu, stanowiły teraz bezsprzeczny dowód na to, że chłopak był na skraju wytrzymałości. Nie odpowiadając na jego pytanie, otworzyła ponownie drzwi przychodni i zaglądając do środka, zwróciła się do asystentki:
 - Narendo, jeśli możesz, podaj mi eliksir wzmacniający z szafki pod oknem - mówiąc to, wskazała dłonią na niewielką szafkę z oszklonymi drzwiami, za którymi widniały idealnie poukładane fiolki z różnokolorowymi płynami. Praktykantka o zielonych włosach i czerwonych, wężowych oczach, bez zwłoki podała flakonik z turkusową cieczą. - Miej oko na dziewczynę. Jeśli coś będzie się działo niepokojącego, to proszę natychmiast mnie informować, będę w Kryształowej Sali - poprosiła, odbierając buteleczkę i zamykając drzwi przychodni.
 - Wypij to Leiftanie - zwróciła się do lorialeta i podała mu eliksir. - To cię trochę wzmocni, bo naprawdę kiepsko wyglądasz, a mam wrażenie, że na drzemkę cię w tej chwili nie namówię - uśmiechnęła się do niego ciepło i łagodnie.
 - Masz rację, nie namówisz mnie - potwierdził zmęczonym głosem, chwytając fiolkę i bez sprzeciwu opróżniając jej zawartość. - Dziękuję Ewe - dodał po chwili, siląc się na delikatny uśmiech wdzięczności. - Nie odpowiedziałaś mi, co się dzieje z Shairisse? - przypomniał cicho, kierując swoje kroki za elfką, która właśnie zaczęła schodzić schodami w dół. - Dlaczego Athira tak żałośnie zawył?
 - Chodź ze mną, zaraz wszystkiego się dowiesz - odpowiedziała poważnie, spoglądając w jego stronę, gdy zrównywał się z nią na ostatnich stopniach. - Jeśli chodzi o Athirę, to była jego reakcja... - zawahała się przez chwilę, szukając odpowiednich słów i odwracając od niego wzrok - na chwilowe zatrzymanie funkcji życiowych jego pani. - Westchnęła głęboko i poprawiła włosy. - Poprosiłam o zebranie w Sali Kryształu, bo mam pewną hipotezę, co do przyczyny problemów Shai i potrzebuję opinii Lśniącej Straży. Sprawa jest niestety poważna i nie wiem, co dalej robić.
 Spojrzał na pielęgniarkę zaniepokojony i zaintrygowany jednocześnie. On przecież już wiedział, co jest przyczyną jej stanu - głupota jego wspólnika i źle przeprowadzony rytuał związania dusz. Nie był tylko pewien, w jakim dokładnie stanie jest ziemianka. Zdawał sobie sprawę, że z racji swojego pochodzenia i posiadanej wiedzy, ma umiejętności, dzięki którym mógłby sam się tego dowiedzieć i wtedy próbować ją ratować. Jednak fakt, iż swoją prawdziwą tożsamość ukrywał przed innymi w Kwaterze, sprawiał, że ilość możliwych umiejętności, z których mógł skorzystać, nie ujawniając się, była ograniczona. Miał więc wielką nadzieję, że hipoteza elfki okaże się prawidłowa i na zebraniu uda się ustalić, w jaki sposób ratować dziewczynę.
 Wchodząc do Sali Kryształu, poczuł dziwny niepokój, którego nie odczuwał nigdy wcześniej. Coś jakby wisiało w powietrzu - coś złowróżbnego i nieokreślonego. Przystanął na chwilę, zamknął oczy i zrobił głęboki wdech i wydech, chcąc oczyścić umysł i pozbyć się złej energii ze swoich myśli. Ewelein w tym czasie podeszła bliżej zgromadzonych już osób.
 - Och, jesteście w końcu - przywitała ich Miiko, prostując się i niespokojnie spoglądając w stronę drzwi. - Czekamy jeszcze na Huang Hua, powinna być lada moment.
  Na twarzy szefowej od razu dostrzegł wyraźne oznaki zmęczenia, a dobrze mu znana bruzdka na jej czole świadczyła, że nad czymś intensywnie myślała. Rozejrzał się po obecnych i zauważył, że Ewelein coś szeptem tłumaczyła Ykhar i Kero. Brownie, była blada na twarzy jak prześcieradło, a z jej oczu wyzierało przerażenie. Po chwili przytakując pielęgniarce, oboje z Keroshane skierowali się do wyjścia. Domyślał się, że zostali wysłani po jakieś informacje do biblioteki. W tym samym czasie w drzwiach pojawiła się Huang Hua. Widząc ją, lorialet mimowolnie się wzdrygnął, gdyż pomimo wszelkich starań, nie potrafił przemóc niechęci względem kobiety. Uważał, że za fasadą jej idealnych manier i stoickiego spokoju, kryje się jakaś druga, mniej piękna i szlachetna natura. Wiedział, że ziemianka stała się jej ulubienicą, dumnie nazywając Huang Hua swoją przyjaciółką. Na początku ich znajomości był przekonany, że fenghuang traktuje dziewczynę, jak swego rodzaju "okaz z Ziemi". Obserwując jednak w ostatnim czasie wzajemne relacje obu kobiet, był skłonny uwierzyć, że naprawdę łączą je prawdziwe więzi przyjaźni. Czasami zdarzało mu się nawet, czuć coś w rodzaju ukłucia zazdrości, gdy dziewczyna z uwielbieniem i szacunkiem opowiadała mu o Huang Hua i spotkaniach z nią.
 - Jestem już i pozdrawiam wszystkich - przywitała się pospiesznie dama Huang Hua. - Co dzieje się z Shairisse? - zapytała bez ceregieli i z troską w głosie, wpatrując się w twarz szefowej Straży. Kitsune niespokojnie poruszyła swoimi ogonami i skinęła na Ewelein, dając jej tym samym znak, aby zabrała głos. Elfka podeszła trochę bliżej do obu kobiet i spojrzała w bursztynowe oczy Huang Hua.
 - W nocy Athira zaprowadził Valkyona do nieprzytomnej Shai w lesie. On przyniósł ją do przychodni, a tu okazało się, że dziewczyna jest w agoni - zaczęła spokojnie tłumaczyć. - Nie ma żadnych obrażeń fizycznych ani nie było śladu trucizn we krwi, a mimo to była bliska śmierci. I niestety, ale od jakiejś godziny, jest z nią coraz gorzej... - głos Ewelein zadrżał, gdy to mówiła, a ona sama spuściła głowę, starając się ukryć napływające do błękitnych oczu łzy.
 Leiftan i Valkyon jednocześnie z przerażeniem spojrzeli na kobietę, wyczekując dalszych informacji. Od razu dało się zauważyć, że obu panów zmartwiła wiadomość o pogarszającym się stanie dziewczyny. Również na twarzy Huang Hua malowało się niezrozumienie i trwoga, kiedy ta złapała elfkę za ramiona i delikatnie nią wstrząsnęła, zmuszając, by spojrzała jej ponownie w oczy.
 - Co masz na myśli, mówiąc, że jest coraz gorzej? - zapytała łamiącym się głosem.
 - Od godziny ma bardzo niemiarowy oddech - zaczęła cicho Ewelein. - Ciśnienie krwi i tętno miała słabe, ale stabilne, a teraz wciąż delikatnie spadają. Poziom maany we krwi, też znacznie spadł... - elfka przełknęła ślinę - a kwadrans temu miała zatrzymanie akcji serca...
 Zaskoczona dama Huang Hua westchnęła przerażona, zakrywając usta dłonią.
 - Na szczęście, udało mi się przywrócić funkcje życiowe i chwilowo je ustabilizować - dodała pospiesznie Ewelein, widząc również panikę w oczach reszty zgromadzonych. - Razem z Ezarelem i Valkyonem podejrzewamy, że ktoś ją wywabił z Kwatery, w celu przeprowadzenia jakiegoś rytuału lub czarów...
 - Skąd te przypuszczenia? - przerwała jej, wyraźnie zaniepokojona Miiko, patrząc to na szefów straży, to na pielęgniarkę.
 - W pokoju Shairisse znalazłem dzbanek z dziwnym osadem - odezwał się w tym momencie Ezarel - a Valkyon niedaleko polany, gdzie ziemianka była w nocy, znalazł fiolkę, w której zostało kilka kropel jakiejś cieczy. Zbadałem osad i zawartość tej fiolki - mówiąc to, rozłożył małą karteczkę, którą do tej pory trzymał w dłoniach. Oczy wszystkich skierowały się na mistrza alchemii, w niemym oczekiwaniu na dalszy ciąg jego wywodu. Elf zerknął do kartki, a później na szefową i Huang Hua.
 - Ten osad, to pozostałości po eliksirze Are'T Vian, używanego kiedyś przed wykonywaniem rytuałów duchowych lub poważniejszych czarów i uroków. Miał sprawiać, że osoby stawały się podatniejsze na tego typu praktyki. Teraz stosowanie tego eliksiru, dozwolone jest tylko w wyjątkowych sytuacjach i pod nadzorem odpowiednich osób.
 - A co było w fiolce z lasu? - dopytywała szefowa.
 - Zawartości fiolki nie mogłem do niczego dopasować - stwierdził szef Absyntu. - Nie znam żadnej receptury ani żadnego eliksiru, który by do tego pasował - mówiąc to, podrapał się zakłopotany po głowie. - Podejrzewamy więc z Ewelein, że jest to ciecz powstała w skutek źle odczytanej formuły.
 Słysząc to, wszyscy zaczęli szeptać i snuć domysły, kto i jakiemu rytuałowi chciałby poddać ziemiankę. Leiftan zastanawiał się, jak ewentualnie naprowadzić pozostałych na prawdę, nie ujawniając przy tym, że wie, o jaki rytuał chodziło i kto go spartolił. Nie mógł też podpowiedzieć Ezarelowi, co konkretnie jest nie tak w tym pseudo eliksirze, gdyż w Kwaterze wszyscy przekonani byli, że nie zna się na alchemii, a on nie chciał ich wyprowadzać z błędu.
 W pewnym momencie do Sali wrócili Ykhar i Keroshane, niosąc ze sobą księgę "Alchemia dla zaawansowanych - Rytuały Ducha i QI". Widząc ich z tym opasłym tomiszczem, lorialet odetchnął z ulgą. Skoro elfka poprosiła o przyniesienie akurat tego woluminu, to znaczyło, że wysnuta przez nią hipoteza, odnośnie problemów Shairisse, jest bliska prawdy. Był pewien, że teraz Ewe wraz z Ezarelem szybko dojdą do sedna problemu.
 - Skąd wiadomo, że to formuła była źle odczytana? - zapytała po chwili Miiko. - Może to być przecież eliksir, którego po prostu nie znasz, Ezarelu?
 Dotknięty jej komentarzem, szef straży Absyntu posłał kitsune piorunujące spojrzenie. Gdyby wzrok mógł zabijać, szefowa padłaby właśnie na posadzkę bez życia.
 - Mam nadzieję Miiko, że tylko sobie żartujesz, bo w przeciwnym razie...
 - Ucisz się Ezarelu - przerwała mu łagodnie, acz stanowczo Ewelein. - Powiedziałeś, że osad w dzbanku, to resztki po eliksirze Are'T Vian? - upewniła się, wertując już kartki księgi.
 - No tak... - burknął elf.
 - Używanego przed poważniejszymi czarami bądź urokami? - dopytywała spokojnie.
 - Tak - odpowiedział już bardziej zaciekawiony. - Przy rytuałach skupiających się na energii życiowej i sferze ducha, jest wręcz obowiązkowy - dodał, marszcząc brwi.
 - Jeśli więc Shai podano Are'T Vian, to logicznym wydaje się, że planowany rytuał miał być, albo z tych poważnych, albo tych duchowych - tłumaczyła Ewelein, wciąż przeszukując księgę. - Do jednych i drugich używa się mikstur na bazie zaczarowanej wody, bo mają wtedy dużo większą moc działania - dodała i zatrzymała się na jakimś wpisie w księdze. - Ciecz w fiolce była zrobiona na wodzie oczyszczonej, czyli tej o słabszej mocy. Ta wiedza dała nam podstawę do stwierdzenia, że mikstura jest wynikiem jakiejś pomyłki - mówiąc ostatnie zdanie, pielęgniarka spojrzała wymownie na kitsune.
 - Idąc dalej tokiem pomyłek, jeżeli to miała być zaczarowana woda, a nie oczyszczona - podjął się teraz tłumaczenia elf - to obecny w zawartości fiolki arkaniczny pył, też musiał być pomylony. Każdy alchemik wie, że nie można stosować go z zaczarowaną wodą, gdyż powstaje wtedy żrący kwas. Podobnie brzmiącą do arkanicznego pyłu, nazwę alchemiczną ma gwiezdny pył i tu zawężamy pole poszukiwań do rytuałów duszy. Gwiezdnego pyłu nie używa się bowiem do żadnych innych eliksirów.
 Ezarel na chwilę się zamyślił, chcąc ułożyć sobie w całość wszystkie wypowiedziane na głos informacje. Ewelein w tym czasie, podała mu księgę i wskazała wpis, na którym zatrzymała się już jakiś czas temu. Oboje zaczęli szeptać o tym, że nazwa pewnego użytego składnika, pomimo upływu lat się nie zmieniła, więc jego obecność w zawartości fiolki była zamierzona. Zgromadzeni w ciszy patrzyli na nich, oczekując, że mistrz alchemii zaraz rozgryzie zagwozdkę pomylonych składników formuły. W pewnej chwili na twarzy elfa pojawił się grymas, który był mieszaniną zaskoczenia, niedowierzania i strachu.
 - Czyżby chodziło o eliksir związania dusz...? - wymamrotał pod nosem i z przerażeniem spojrzał na Huang Hua, która w tym samym momencie, zrobiła się blada, niczym posąg z gipsu. - Do rytuału zaślubin dusz? - Ezarel niepewnie dokończył swoją wypowiedź.
 - Rytuał zaślubin dusz? - cicho powtórzyli zebrani. Szmer i szepty zaczęły się nasilać. Nazwa ta bowiem była powszechnie znana, ale z powodu obowiązującego zakazu, jak i upływu lat, prawie nikt już nie pamiętał, jakie działanie miał ten rytuał, a jeszcze mniej osób wiedziało, w jaki sposób się go prawidłowo przeprowadza.
 - Czy wiesz coś na temat tego rytuału? - Miiko spojrzała na fenghuang.
 - Tak... Przed stworzeniem Eldaryi - zaczęła tłumaczyć Huang Hua - był to powszechnie stosowany rytuał, wśród tak zwanych władców smoków i tylko oni go znali. Miał na celu wzmocnienie więzi smoka i jego ludzkiego towarzysza. Dzięki tej więzi oboje coś zyskiwali - smok mógł przyjmować ludzką postać, a związana z nim osoba stawała się prawie niemożliwa do pokonania. Formuła tego rytuału została jednak wykradziona i zaczęto stosować ją powszechniej wśród faery i ludzi. Wtedy odkryto, że śmierć jednej ze związanych tym rytuałem osób, powoduje również śmierć też drugiej osoby. W związku z tym uznano ten rytuał za zbyt niebezpieczny i zakazano go...
 - Dlaczego ktoś miałby związywać swojego ducha z duchem Shairisse? - wyrwało się nagle Valkyonowi.
 - Może z powodu jej więzi z Wyrocznią? - zasugerowała Ykhar. - Albo może.... - Twarz rudowłosej brownie nagle pobladła. - A co jeśli to sprawka TEGO, który wcześniej zatruł Kryształ?
 W pomieszczeniu znowu zaczęły się szepty, dlaczego ktoś miałby przeprowadzać taki rytuał na ziemiance. Leiftan nie zamierzał przysłuchiwać się dyskusji, gdyż znał już odpowiedź na to pytanie. Teraz, skoro już ustalono, co jest przyczyną złego stanu Shai, chciał tylko dowiedzieć się, czy ktokolwiek wie, jak ratować jej życie.
  - Słuchajcie - odezwał się stanowczym tonem i w Sali, jak na komendę zapadła cisza. - Moim zdaniem najważniejsze teraz, to uratować Shairisse. Jak już będzie bezpieczna, to będziemy mogli debatować kto i w jakim celu zrobił to, co zrobił. Poza tym może ona sama będzie w stanie nam trochę ułatwić "dochodzenie".
 Wypowiedź lorialeta spowodowała, że zaczęła się dysputa o tym, co się teraz może dziać z ziemianką. Ewelein z Ezarelem przerzucali się pomysłami, odnośnie wpływu składników z feralnego eliksiru na organizm i stan ducha dziewczyny. Miiko przypomniała o rozmowie Leiftana z duchem Shairisse w chwili, gdy ta była reanimowana w przychodni. Leiftan zaznaczył, że duch wyraźnie nie zdawał sobie sprawy z faktu, że opuścił ciało. Keroshane i Ykhar starali się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek zdarzyło im się trafić na opis podobnej sytuacji w księgach lub raportach.
 W tym samym czasie, Valkyon i Nevra dyskutowali o zachowaniu i samopoczuciu dziewczyny w ostatnich dniach. Leiftan, oparty o balustradę stał nieopodal nich i przysłuchiwał się uważnie wszystkiemu, co mówili. Jego uwaga w większości skupiała się na tym, co i w jaki sposób, białowłosy wojownik opowiadał o ziemiance. Z jego wypowiedzi starał się wyłapać cokolwiek, co ujawniałoby, jaki jest charakter ich kontaktów. Niestety, nie dowiedział się niczego konkretnego, poza tym, że Shai często spędzała czas w towarzystwie szefa swojej straży. Wspólnie trenowali i dbali o kondycję. Często też spędzali czas wolny razem lub z pozostałymi szefami.
  Słuchając rozmowy szefów Straży Obsydianu i Cienia, zaczął zdawać sobie sprawę, że Valkyon wie o Shairisse i jej problemach, znacznie więcej od niego. Znowu poczuł narastającą w nim zazdrość. Nie pierwszy raz dzisiaj, ale równie deprymującą, jak dotychczas. Zauważył, że od czasu zatrucia Kryształu i wyjazdu do świątyni fenghuangów, nie rozmawiała z nim już tak często, jak kiedyś. Zawsze było coś do zrobienia, coś do zbadania lub jakaś misja do wykonania. Co prawda, starał się wpływać na grafik tak, aby na misje wyruszali razem, ale to i tak nie dawało zbyt wiele możliwości do wspólnych rozmów. Ostatnią dłuższą rozmowę przeprowadził z nią na wyspie, gdy ścigając Marie - Anne, Shairisse odkryła w sobie zdolności magiczne. Przegadali wtedy prawie całą noc przy ognisku, ale nie wyczuwał już tak przyjaznej nuty w ich rozmowie, jak dawniej. Na samą myśl o tym, zrobiło mu się dziwnie przykro. Westchnął smutno i opuścił głowę, wbijając wzrok w podłogę.
 - Nie martw się na zapas, Leiftanie - usłyszał nagle, tuż obok siebie łagodny głos. - Uratujemy Shai.
 Zrezygnowany i zmęczony spojrzał w stronę osoby, która oparła się o balustradę obok niego. Nie był zachwycony, widząc, że to Huang Hua, ale bezsilność i ogromne poczucie samotności i pustki, które wypełniało go w tej chwili, było silniejsze niż niechęć do kobiety.
 - Wiem - odpowiedział smutno, patrząc gdzieś przed siebie.
 - Popraw mnie, jeśli się mylę - szepnęła do niego ciepłym i spokojnym głosem. - Martwisz się o nią bardziej, niż chcesz to przyznać przed innymi, prawda? I nie tylko jej zdrowie, spędza ci sen z powiek?
 Leiftan spojrzał na nią, trochę zaskoczony jej pytaniem. Tak, martwił się bardziej, niż ktokolwiek byłby w stanie podejrzewać. Martwił się, nie tylko jej obecnym stanem, ale także tym wszystkim, co w ostatnich tygodniach działo się w jej życiu. Przerażała go myśl, że oddalają się z Shairisse od siebie. Czy miał jednak ochotę rozmawiać o tym? Szczególnie z Huang Hua? Przez chwilę rozważał możliwość niepodejmowania tej rozmowy. Nawet miał już powiedzieć, że martwi się, jak każdy inny i nie chce o tym dyskutować, ale w tym momencie go oświeciło. A może właśnie powinien z nią porozmawiać? Przyjaźniła się przecież z Shairisse, sporo wiedziała o dziewczynie, a jako uczennica Feniksa, powinna znać odpowiedzi na dręczące go od rana pytania? Postanowił więc odłożyć na chwilę na bok, swoje uprzedzenia względem kobiety i wykorzystać sytuację, by czegoś się dowiedzieć. Nie musi przecież od razu zdradzać, że jego sprawa ma jakiś związek z Shai.
 - Masz rację - odpowiedział cicho i spuścił głowę. - Martwi mnie ostatnio sporo rzeczy. Może z jedną z nich będziesz mogła mi pomóc.
 Fenghuang spojrzała na niego z zaciekawieniem. Wyczuwała jego niechęć względem siebie oraz to, że lorialet nie bardzo ma ochotę rozmawiać o swoich uczuciach do dziewczyny. W czym zatem potrzebował jej pomocy?
 - Czy słyszałaś imię Anaryon? - zapytał bez owijania w bawełnę i kątem oka obserwował reakcję kobiety. Zastanawiał się, czy Shai poruszyła z nią ten temat. Tak, jak się spodziewał, Huang Hua momentalnie spoważniała i patrzyła teraz na niego pytająco.
 - Anaryon? - powtórzyła, jakby upewniając się, że dobrze usłyszała. - Przecież to bardzo stare imię, którego teraz już nikt nie...
 - Wiem - przerwał jej dość gwałtownie. - Dlatego pytam, czy je gdzieś ostatnio słyszałaś? - spojrzał na nią z niebywale poważnym wyrazem twarzy.
 - Nie, nie słyszałam - odpowiedziała, jednocześnie czując się coraz bardziej zaintrygowana tematem ich rozmowy. Chciała zadać mu pytanie, ale gdy tylko otworzyła usta, on odwrócił od niej wzrok. Był to wyraźny sygnał, że nie zamierza odpowiadać na żadne pytania. Mimo rozbudzonej ciekawości i chęci zrozumienia, dlaczego lorialet porusza akurat teraz, temat prastarego imienia, Huang Hua postanowiła uszanować jego decyzję.
 - A czy wiesz może coś więcej? - zapytał, już trochę łagodniej. - Kogo albo czego ono dotyczy? - doprecyzował swoje pytanie, wpatrując się w Kryształ.
 - W prajęzyku Quenya, imię Anaryon znaczyło dosłownie "Dziecię Słońca", a na Ziemi przez ludzi tłumaczone jest teraz jako "łaskawy dar od Boga" - zaczęła mówić po chwili namysłu fenghuang. - Określało ono osobę o czystym sercu i czystej duszy, która potrafiłaby oprzeć się wszelkiej niegodziwości i nienawiści. Wiesz jednak równie dobrze, jak ja, że natura zarówno ludzka, jak i faery, podatna jest na spaczenie i łatwo poddajemy się wszelkim złym uczuciom i emocjom - mówiąc to, westchnęła smutno. - Świadczą o tym wszystkie wojny i prześladowania. Stworzenie Eldaryi i jej początki, też przecież okraszone są zdradą, krwią i nienawiścią. Arkadianie kiedyś przepowiedzieli, że pewnego dnia pojawi się potężna istota, która poprzez swoje czyny, odkupi przewinienia swoich przodków, a dzięki mocy jej serca, Eldarya stanie się światem, jakim miała być po Niebieskim Poświęceniu. W mitach, podaniach i wszelkiego rodzaju przekazach powtarzano, że imię tej istoty z przepowiedni to właśnie Anaryon.
 Informacje, które właśnie usłyszał od Huang Hua, wstrząsnęły nim tak bardzo, że aż zakręciło mu się w głowie. Odpowiedź uzyskana na dręczące go pytanie wywołała falę nowych pytań, podejrzeń i domysłów. Wiedział, że odpowiedzi na większość z tych pytań, mogą pojawić się dopiero za jakiś czas i niestety, on nie ma na to żadnego wpływu. Z zamyślenia wyrwał go dotyk dłoni na ramieniu. Spojrzał trochę zagubionym wzrokiem na tę dłoń, a następnie podnosząc głowę, napotkał bursztynowe spojrzenie fenghuang.
 - Nie wiem, czemu zapytałeś o to imię - powiedziała, gdy tylko jego spojrzenie stało się trochę bardziej przytomne - i skoro nie chcesz mi powiedzieć, to uszanuję to i nie będę dopytywać. Chcę jednak żebyś wiedział Leiftanie, że zawsze możesz przyjść i porozmawiać ze mną, gdy poczujesz taką potrzebę - mówiąc te słowa, delikatnie uścisnęła jego ramię, a potem cofnęła dłoń. - Jeśli chodzi o przepowiednie, to wszyscy przestali już dawno wierzyć, że się spełni.
 - Czemu? - zapytał zdziwiony.
 - "Potężna istota, która odkupi przewinienia swoich przodków po Niebieskim Poświęceniu", to wskazuje na potomka demonów, ewentualnie smoków - odpowiedziała i szykując się do odejścia, dodała - Niestety, jak wszyscy wiemy, rasy te uznane są za wymarłe.
 "Wymarłe? Nic bardziej mylnego" - pomyślał, patrząc przez chwilę, jak fenghuang podchodzi do Miiko. Kiedy obie kobiety zaczęły rozmawiać o proponowanych rozwiązaniach, aby uratować ziemiankę, również poszedł posłuchać. Każda z propozycji miała jakiś słaby punkt - albo wymagała za dużo czasu, którego Shairisse nie miała, albo była zbyt słabe, by zadziałać, albo zbyt ryzykowna. Padło też kilka pomysłów, które wydawały się odpowiednie i do zastosowania od razu, ale ich wykonanie wymagało potężnej mocy i rzadkich składników lub specjalnych umiejętności.
 Powoli pomysły zaczęły się kończyć i dało się wyczuć narastającą wśród zebranych frustrację. Leiftan spojrzał na zmartwioną Huang Hua, która mimo całej posiadanej wiedzy, też nie potrafiła znaleźć rozwiązania "na teraz". Dotarło do niego, że w tej sytuacji musi podjąć pewne ryzyko, jeżeli chce uratować tę, którą kocha.
 - Mam pewien pomysł - powiedział głośno, starając się zwrócić uwagę innych. Kiedy ich spojrzenia skierowały się na niego, przełknął ślinę i kontynuował. - Zaklęcie "Unus mundus", czyli "jeden świat".
 - A-Ale... - zająknęła się Ykhar, robiąc się na twarzy prawie zielona ze zdziwienia i strachu. - Przecież to zaklęcie...
 - Tak Ykhar - wszedł jej w słowo. - To zaklęcie daemonów...

Advertisement